Szukaj na tym blogu

piątek, 22 grudnia 2017

Perfumy na prezent

Temat na czasie - czy perfumy w prezencie to dobry pomysł?

Za każdym razem kiedy widzę w perfumerii zdezorientowanych panów, poszukujących perfum na prezent dla ukochanej, zastanawiam się, gdzie ostatecznie wyląduje ten prezent :-) 
Doradzony na szybko, w większości przypadków będzie to sugestywna rekomendacja konsultantki, która częściej poleci to, co ma aktualnie sprzedać, a nie to, czego delikwent poszukuje. 
Czy obdarowana osoba będzie zadowolona?  
Czy to w ogóle dobry pomysł kupić komuś w ciemno zapach?

Jak najbardziej - pachnący upominek to świetna sprawa, w końcu każdy prezent to miły, bezinteresowny gest. 
Ale perfumy to delikatna materia. 



Jeśli znamy dobrze gust obdarowywanej osoby - jest to idealne rozwiązanie. Jeśli ktoś nam zasugerował, że ukochane perfumy własnie się skończyły - tym prościej.

Ale gdy chcemy kupić perfumy zupełnie w ciemno, wyobraźmy sobie, że ktoś nas uszczęśliwia na prezent na przykład swetrem, płaszczykiem czy innym wdziankiem. I nagle okazuje się, że trafił jak kulą w płot. Wdzianko ciasne, tu drapie, tam odstaje, jednym słowem nie pasuje. 
Kto mógłby z szacunku do osoby obdarowującej nosić z przyjemnością coś, co jego samego uwiera? 
Ja bym takie wdzianko czym prędzej spakowała i oddała lub podała dalej :P
Byłoby pewnie przykro. A przecież prezenty z założenia mają sprawiać radość.
Podobnie rzecz się będzie miała w przypadku perfum, które nosimy nie tyle blisko ciała a na własnej skórze. 
Dlatego jak już kupować perfumy w prezencie to zrobić to z głową.
Poniżej kilka moich podpowiedzi - większość przetestowałam na sobie lub innych :)

Kup cokolwiek będzie super - tak, są takie osoby, co ucieszą się z perfum nie ważne skąd, z Rosmanna, Avonu czy jakiegokolwiek innego markowego czy też nie pachnidła. Wszystko im się podoba, grunt, że pachnie.

Inną opcją jest zakup tego, czym dana osoba pachnie od lat, to co nosi chętnie będzie bezpiecznym wyborem. Idealnie sprawdzi się zestaw upominkowy, w eleganckim pudełku w cenie wody perfumowanej często znajdziemy również miniaturę żelu i balsamu do ciała z tej samej linii.



Odważniej można zakupić flanker klasycznego zapachu, czyli jeśli bliska osoba nosi La Vie Est Belle można podarować jej nowszą wersję klasyka. Duża szansa, że prezent się spodoba.

Możemy też zadać sobie więcej trudu - i tę opcję polecam szczególnie, zaopatrzyć się w próbki i wręczyć wcześniej do przetestowania. Kupujemy to, co się najbardziej spodobało. Ryzyko nietrafienia w gust niemal znikome.

Można też iść na żywioł i wręczyć taki zapach, który to nam właśnie się spodobał. Ale wtedy bądźmy zapobiegliwi,  na wszelki wypadek zachowajmy paragon, gdyby przyszło komuś do głowy wymienić prezent.
A jeśli nie, zobaczycie po świętach jest wysyp ogłoszeń i aukcji:
Sprzedam perfumy - nietrafiony prezent. Okazja!






sobota, 16 grudnia 2017

Narciso Rodriguez For Her, Eau de Toilette (2003)

Są takie hity, które według przyjętych norm hitami być nie powinny.
Są przeciętne ale wpadają w ucho od razu i każdemu bez względu na preferencje.
Jest taki zapach, który nie jest wyjątkowo odkrywczy.
Nie jest trwały ani niesamowicie intensywny.
Ale ma to coś w sobie.
Narciso Rodriguez for her.
Najbardziej znany zapach marki.
Piękny piżmowy, zmysłowy zapach.
Jeśli chodzi o temperaturę i dominującą nutę porównywalny z Royal Muska, o którym już kiedyś tutaj pisałam.

Niestety również  jak i Royal Muska Narciso trzyma się blisko skóry ale dla najbliższego otoczenia, w intymnych okolicznościach przyrody pozostaje bardzo wyczuwalny




Piżmo w Narciso jest szlachetne, wzbogacone kwiatami i paczulą. Nie ma w nim absolutnie żadnej fizjologicznej nuty, powiedziałabym raczej, że to zapach kobiety, która właśnie wyszła spod prysznica :-) 
Można powiedzieć, że to żadna sztuka stworzyć taki zapach. Ale jednak to wyzwanie, podobnie  jak make-up w stylu no make-up. To nie są perfumy, które są jak transparent pod tytułem: Dziś pachnę...
Czyli jednak małe dzieło.
Nic dziwnego, skoro palce w nich maczał jeden z najwybitniejszych obecnie perfumiarzy czyli Francis Kurkdjian.

Polecam przetestować obie wersje wodę toaletową i perfumowaną. 
Tu opisuję wodę toaletową, która cieszy się większym uznaniem niż woda perfumowana, a zazwyczaj jest zupełnie odwrotnie.

Rok powstania: 2003
Nos: kolaboracja Francis Kurkdjian &  Christine Nagel

Dostępny w pojemnościach: 30, 50, 100 i 150ml.

Nuty zapachowe:
nuty głowy: osmantus, kwiat afrykańskiej pomarańczy, bergamotka
nuty serca: piżmo i bursztyn
nuty bazy: wetyweria, wanilia i paczula

poniedziałek, 4 września 2017

Jil Sander The Essentials Bath and Beauty (2012)


Dziś o powrotach perfum. Powroty kojarzą nam się niezbyt pozytywnie, to jak ulepszanie czegoś co już było dobre czy doskonałe. To zmiany szaty graficznej w tle z reformulacją. Niby to samo a jednak coś innego.  Niekoniecznie lepszego. Znamy to, prawda?
Bywają jednak powroty udane.
Takim przykładem jest odświeżona wersja Bath and Beauty z serii Jil Sander The Essentials, która postanowiła w 2012 przypomnieć i wznowić najbardziej kultowe zapachy tego domu mody.

I tak - jest to jedna z moich ulubionych marek i wciąż tak mało doceniana w Polsce.
Sam pomysł przypomnienia tych najlepszych kompozycji w klasycznych jednolitych flakonach uważam za bardzo trafiony.
Marka wybrała najbardziej klasyczne i ponadczasowe zapachy.




Na pierwszy rzut dziś Bath and Beauty, której pierwowzór miał premierę w 1981 r. a ponad trzydzieści lat później wrócił na rynek.
Nie mam już niestety starszej wersji więc nie porównam ich ale testując nowsze Bath and Beauty czuję, że jest to klasyk na miarę Chanel No. 5.
I również, ośmielę się postawić tezę, że są to dosyć podobne zapachy.
Ten sam klimat, podobna projekcja i moc rażenia.
Jeśli kogoś nie stać na zakup "piątki" polecam Jil Sander.
Nie znajduję tu na szczęście w  tej proszkowo- mydlanej nuty za to jest ostry miodowy szypr z paczulą i aromatycznym galbanum.
Momentami przypomina mi również stare, dobre Opium i tak, to jest ten kaliber.

Jest to niesamowicie trwały i intensywny zapach. Prosty i ponadczasowy.
Myślę, że gdybym musiała ograniczyć się do tylko jednych perfum mogłabym je nosić.
Jest w nich coś takiego uniwersalnego, że absolutnie nie mogą się nie podobać, mimo że nie jest to prosty i łatwy w odbiorze zapach... dla większości może wydawać się babciny i staromodny.

Kobieta, która pachnie Bath and Beauty to pewna siebie osoba, kobieca ale świadoma swojej wartości. Nie potrzebuje ulepkowatych zapachów aby podkreślić swoją kobiecość.
A nazwa Bath and Beauty taka prosta i jednocześnie adekwatna do zapachu.
Polecam!

Rok powstania: 1981 r., nowsza wersja 2012 r.
Nos: Jacques Artarit ( ten sam, który stworzył pierwowzór)

Nuty zapachowe:
nuty głowy: galbanum, bergamotka, czerwona porzeczka
nuty serca: jaśmin, płatki róży
nuty bazy: paczula, wanilia, miód
Dostępne jako woda toaletowa 50ml.
Trwałość: doskonała 6-8 godzin!

poniedziałek, 31 lipca 2017

Pachnące podróże - Jak pachnie Izrael?

Wróciłam z Izraela i na "gorąco" dosłownie (!) i w przenośni postanowiłam podzielić się moimi wrażeniami z tego dziwnego, pełnego sprzeczności i jednocześnie  magicznego kraju.

Czym pachnie Izrael?








Zaskoczył mnie kilkoma doznaniami.
Zauroczył przede wszystkim swoją niesamowitą temperaturą, która na pewno ma wpływ również na nasze olfaktoryczne odczucia. Na Morzem Śródziemnym temperatura oscylowała w granicach 32-33 C, natomiast nad Morzem Martwym wynosiła 40 C. 
Izrael pachnie solą.
Papierosami i fajką wodną.
Falafelem i hummusem.
Świeżo wyciśniętym sokiem. 

Inaczej pachnie Tel-Aviv, inaczej Jerozolima i Święte Miasto a jeszcze inaczej nasz nos odbiera zapachy nad Morzem Martwym.

Tel Aviv jako rozrywkowe miasto, pachnie jedzeniem, gwarem, papierosami.Niestety jest bardzo brudne, nawet uliczki blisko promenady i głównych bulwarów czasem naprawdę obrzydliwie śmierdzą. 

Jerozolima, a w szczególności Stare Miasto pachną kadzidłem i mirrą. Cudowny jest chłód podziemnych tuneli pod Ścianą Płaczu, zimny, piwniczny ziąb paczuli i kamienia.


Na kramach Starego Miasta można kupić wyjątkowo pachnące kadzidło jerozolimskie, frankońskie a także gotowe mieszanki kadzideł.  Pachnie też chałwą i świeżo wyciskanymi sokami. 

Nad Morzem Martwym, które znajduje się w wyjątkowym miejscy na ziemi, pachnie jeszcze inaczej. Krajobraz dookoła jest wyjątkowo suchy i surowy. Można mieć wrażnie, że znajdujemy się na afrykańskich pustkowiach. Jest to najniżej położone miejsce na ziemi, gdzie rzekomo powietrze jest bogatsze w tlen. Absolutnie nie czułam tego. Błoto z Morza Martwego to dziwna mieszanka gęstego mułu, który pachnie inaczej niż polskie błoto. Jest gęste i ciągnące się jak asfalt. Prawdziwa bomba mineralna, ale co dziwne, nie ma nieprzyjemnego, brudnego zapachu. 



I na koniec ciekawostka.
Nie wiem z czym jest to związane, czy z klimatem, czy z trybem życia, czy z dietą  Izraelczyków obfitującą w roślinne produkty, ale autentycznie nigdzie nie czułam nieprzyjemnego zapachu potu. Nawet od osób, które biegając po promenadzie dosłownie spływały potem.
Ja sama postanowiłam przeprowadzić eksperyment i odstawić antyperspirant. Nie było potrzeby go używania. Inna sprawa, że pobyt w Izrealu sprawił również, że i ja praktycznie odstawiłam produkty odzwierzęce, przynajmniej na jakiś czas. Co oczywiście każdemu polecam.






sobota, 15 lipca 2017

Dlaczego Midnight Poison został wycofany?

To chyba jeden z największych koszmarów perfumoholika - wizja wycofania naszych ukochanych perfum. Zaczyna się niewinnie:

ten krótki moment, kiedy nagle są w obniżonej cenie...

potem jednak trudno je namierzyć już stacjonarnie 

w internecie mniej ofert,  stopniowo widzisz już wyższe ceny ale myślisz, to chwilowe, zaraz będą znowu dostępne.

A potem znikają w ogóle. 

I nagle przychodzi ten etap.
Nigdzie już ich nie można dostać w perfumeriach stacjonarnych, w perfumeriach internetowych mają status: chwilowo niedostępny. 
Zapisujesz się na powiadomienie o dostępności.
I nic się nie dzieje...
Taka sytuacja prawie zdarzyła mi się z Midnight Poison.
Jednym z najbardziej moich perfum.
Recenzję napisałam już kilka lat temu tu
Szczęśliwie dla mnie zdążyłam zrobić zapas. 


To taki piękny zapach - dlaczego zatem został wycofany?

Dlaczego w ogóle perfumy znikają z rynku?

Przeważnie wtedy, kiedy się nie sprzedają.
Sukces sprzedażowy jest zawsze podstawowym kryterium, w końcu nie zabija się kury znoszącej złote jajka.
Czy Midnight Poison był bestsellerem? Nie sądzę. 
Być może miał grono zagorzałych wielbicielek, jednak nie był to hit sprzedażowy na miarę Hypnotic Poison czy Jadore. 

Kiedy perfumy znikają? Kiedy przygotowywane jest coś, co ma je godnie zastąpić.
Nowa, ulepszona wersja, a czasem zupełnie coś innego.
Po Midnight Poison nie pojawiło się jednak nic nowego. co mogło być ich kontynuacją.
Po dlugiej przerwie pojawił się Poison Girl.

Kiedy Midnight Poison znikły z rynku?
Bardzo szybko.
Po premierze w 2007 r. pierwsze doniesienia o wycofaniu pojawiły się już w 2009 r. Dotyczyły one jednak rynku amerykańskiego.
Najnowsze MP, które miałam pochodziły z 2013 r. kupione były w perfumerii Marionaud, więc prawdopodobnie był to ostatni rocznik produkcji tych perfum w Europie.

Co ja o tym myślę?
MP był chyba zbyt niszowy w stosunku do pozostałego asortymentu marki.
Sam zapach nie był również wyjątkowo kobiecy, za mało było w nim popularnej słodyczy.

Moje pierwsze zetknięcie z Midnight Poison miało miejsce z jego odpowiednikiem jakoś niedługo po jego premierze, gdzieś w roku 2008. Znajoma zachwycała się zapachem ale kupiła jego podróbkę. Moje pierwsze wrażenie - bardzo męski zapach, co to ma być?! Oczywiście szybko musiałam poznać oryginał i przepadłam.
Ale być może ich niepokorna natura i właśnie unisexowy charakter przyczynił się do jego schyłku a Midnight Poison nie pasował swoim mrocznym charakterem do innych perfum tej marki?

Co zamiast Midnight Poison?
Jedyny zapach, który moim zdaniem może być podobny -   YSL Elle w wersji Intense, łagodniejszy odpowiednik MP. 
Może kiedyś pojawi się coś podobnego, jeśli tylko trafię na to, z pewnością napiszę.






sobota, 1 lipca 2017

Jak nie kupić podróbki vol. 1

Witajcie,
dostaję często zapytania, jak ustrzec się przed podróbką perfum.
Nie ma 100% gwarancji, chociaż ja jestem dobrym przykładem, że mimo w zasadzie dobrych 10 lat rozhulanych zakupów perfumeryjnych w necie, nie tylko w perfumeriach internetowych, ale również na portalach aukcyjnych u osób prywatnych, nadal nie trafiłam na podróbkę.

Gwoli ścisłości - jest ich pełno i wszędzie. Na Allegro, niestety dalej są obecne, na Facebooku, na portalach zakupów grupowych, na OLX.

Poniżej kilka rad, jak nie dać się oszukać.




Powinnam w tym edukacyjnym celu zaopatrzyć się w egzemplarze demonstracyjne. Pozwólcie, że tego nie zrobię tym razem. Ale przy okazji pozwolę sobie pożyczyć od kogoś, kto takich używa.

Gdzie w internecie kupić bezpiecznie oryginalne perfumy?


* W sklepach internetowych: 

Tu jest najbezpieczniej. Douglas, Sephora i w wiarygodnych perfumeriach internetowych jak e-glamour, iperfumy, pachnidełko. Takich sklepów jest już bardzo dużo. Możemy sprawdzić opinie o nich na portalach, gdzie można ocenić sklep internetowy np. ceneo, opineo.



* Na Allegro u firmy sprzedającej perfumy:

Owszem, jak najbardziej. U sprawdzonych sprzedawców na Allegro. Mam ich przynajmniej kilkunastu... można znaleźć ich listę również na forum perfumowym na wizażu.
Ale uwaga! na Allegro niestety jest bardzo wielu sprzedających - nawet z kontem firmowym, z licznymi komentarzami i pozytywnymi ocenami, którzy mimo tego z powodzeniem oferują podrabiane perfumy.
Co powinno wzbudzić naszą czujność?
Jeśli taki sprzedawca ma w ofercie minimum kilkanaście perfum, przeważnie testerów w największych pojemnościach w podobnej cenie to na bank mamy do czynienia z oszustwem.
Nie ma możliwości aby uczciwy sprzedawca miał po kilkadziesiąt testerów Chanel czy Dior w tej samej lub zbliżonej cenie. Zastanawia mnie, jakim cudem kupujący wystawiają pozytywne komentarze za podróbkę Coco Chanel za 200 zł... Ale niestety wystawiają, zatem pochlebne komentarze to nie wszystko. Kupujący wystawiają, gdyż nie wiedzą, że mają w rękach podróbkę, a jeśli wiedzą, nie chcą robić problemu i odpuszczają walkę z nieuczciwym sprzedawcą.


* Kupujemy perfumy od Pani Grażynki - czyli zakup u osoby prywatnej.

Tutaj należy zachować podwójną czujność ale nadal możemy trafić na dobrą ofertę oryginalnego produktu. Przede wszystkim prosimy o dokładne zdjęcia, możemy dopytać skąd są perfumy i liczyć na szczerą odpowiedź. Kluczowe jest zdjęcie spodu flakonu, dzięki któremu możemy porównać napisy, kod produkcji. Patrzymy na czcionkę, szkło i rurkę. Ordynarnie wykonany flakon z krzywą, powyginaną rurką powinien od razu wzbudzić nasze wątpliwości. Jeśli już chcemy kupić używane perfumy, spróbujmy poszukać mniejszej pojemności, większa wtedy szansa na oryginalny flakon.
Często oferowane są tzw. nietrafione prezenty - zawsze bawi mnie to hasło. Oczywiście, zdarzają się i takie sytuacje. Ale czasem, kiedy sprawdzimy pozostałe oferty danej osoby okazuje się, że ten ktoś ma w ofercie dużo nietrafionych prezentów, niektóre w folii jeszcze...


Jednakże zdarzało mi się kupić perfumy, nie będąc 100% pewnej, czy otrzymam oryginał. Na szczęście tzw. kobieca intuicja jeszcze mnie nie zawiodła. A jak to bywało u Was?



niedziela, 25 czerwca 2017

Co nowego? Zbiorczy Haul 1/2017

Rok 2017 jest jak na razie spokojniejszy i skromniejszy pod względem zakupów. Już wcześniej udało mi się zdobyć zapachy, na które od dawna polowałam. Nowych chciejstw nie pojawiło się dużo, ostatnie lata nie obfitują w perfumy, które muszę mieć tu i teraz.

Zatem co nowego?


W tym roku dołączyły do mojej kolekcji:

Jean Luc Amsler Prive Femme, niestety na razie tylko w formie miniatury

Nou Oliban -bardzo ciekawy zapach w typie Avignon, pisałam już o nim ostatnio.

Kenzo Amour Make me Fly - limitowana, słodko-owocowa wersja Amour.

Kenzo Amour Eau Florale -flanker z 2009 r.

Coty, Vanilla Fields kultowy zapach z lat 90-tych.

Lancome Tresor La Nuit eau de parfum.





O mojej rodzince Kenzo Amour napiszę wkrótce więcej.
Nie jest ona jeszcze kompletna ale nie dążę na siłę do tego, aby posiadać wszystkie wersje flakonów.

Na pewno też pojawi się post o zapachu Jean Luc Amsler, raczej mało znanym a godnym uwagi.

Pod koniec roku będzie post z drugą częscią zbiorowego haulu.





sobota, 17 czerwca 2017

La Nuit Tresor, Lancome ( 2015)

Nigdy chyba nie zrozumiem,  jaki głębszy sens kryje się za  powstawaniem flankerów, które nie mają nic wspólnego z pierwowzorem.
Oprócz nazwy nie sposób doszukać się absolutnie żadnych skojarzeń z zapachem, do którego się odwołują.

Jednie czysty marketing lub  też brutalna ekonomia mogą być powodem.
Nie inaczej jest w przypadku La Nuit Tresor.





Po gigantycznym sukcesie  La Vie est Belle również z domu Lancome, marka postanowiła iść dalej tą ścieżką i zafundować nam kolejną słodkość.
I tak jak fenomenu wyżej wspomnianego LVEB nie rozumiem, tak La Nuit Tresor do mnie przemówił. Po dwóch latach od premiery, ale liczy się fakt, czyż nie?






Koło Tresora w wersji La Nuit przechodziłam wiele razy, pierwszy test krótko po premierze nie powalił mnie, później z okazji pojawienia się flankera flankera czyli najnowszej odsłony Tresora La Nuit w wersji La Nuit Caresse zainteresowałam się nowszym zapachem, który wówczas bardzo mi się spodobał. I już, bliska zakupu, postanowiłam jeszcze raz przetestować wersję La Nuit i La Nuit Caresse jednocześnie. Zawsze kiedy mam wątpliwości i chcę się upewnić, prowadzę testy na obu nadgarstkach. Na każdym inny zapach. Wtedy łatwo wyłonić faworyta.
I test okazał się być potrzebny. O ile Caresse, dużo lżejsze, ciekawsze są w otwarciu, świeżość,  słodycz i wrażenie przestrzenności szybko wzbija się w powietrze i znika..., to pierwsza wersja jest dużo trwalsza. A że z natury nie znoszę nietrwałych perfum - wybór był prosty.

Słodko.
Soczyście.
Karmel, wanilia i kawa na owocowej galaretce.
Tak dla mnie pachnie La Nuit Tresor.

Owocowy początek grają gruszka, liczi i cytrusy. Szybciutko jednak udziela się słodka soczystość, dużo ciągnącego się karmelu z wanilią i słabiutka ale jednak (!) kawa. Kawa w typie napoju kawowego z bitą śmietanką i syropem karmelowym.
To nie jest słodziak w typie LVEB czy Aquoliny, taki od którego bolą zęby. La Nuit Tresor pachnie apetycznie i uroczo.
Bardzo komplementowany zapach, trwa ok. 4-5 godzin ale pod koniec jest już lekko wyczuwalny. Szczególnie podoba mi się, gdy już o nim zapomnę, a tu nagle użyty wcześniej Tresor gdzieś się chyłkiem pojawi i daje o sobie znać.

Niestety kadzidła, które jest w składzie absolutnie nie wyczuwam, a szkoda, byłoby wtedy jeszcze ciekawiej.


Rok powstania: 2015
Nos: Christophe Raynaud i Amandine Clerc-Marie

Nuty zapachowe:
nuty głowy: gruszka, bergamotka, tangeryna
nuty serca: kwiat wanilii, czarna róża, marakuja i truskawka
nuty bazy: paczula, papirus, kadzidlo, liczi, pralina, wanilia, karmel, kawa, kumaryna i lukrecja.

Dostępny jako eau de parfum w pojemnościach 30,50 i 75 ml.




sobota, 10 czerwca 2017

Nou, Oliban Pour Homme

Nie ukrywam, że jestem łowczynią promocji. Uwielbiam promocje, okazje, wyprzedaże.
Tym bardziej cieszy mnie, jeśli mogę kupić zacne perfumy w dobrej cenie. Zdarza mi się nabyć drogą kupna perfumy z drugiej ręki i nie wstydzę się tego.
Jakiś czas temu czytałam bardzo pochlebne opinie o perfumach Nou Oliban dostepnych w Hebe i Rossmanie. Niestety nie udało mi się ich nigdzie trafić stacjonarnie zatem kupiłam praktycznie nowy flakonik na portalu aukcyjnym. Cieszę się, że nie przypadły tej osobie do gustu, dzięki temu będą gościć u mnie, a raczej u nas, gdyż na pewno będę się nimi dzieliła z moim partnerem.
Pierwszy test i niesamowite olśnienie. Avignon! Nie mogłam tym razem nie pokusić się o porównanie...





To bardzo dobry zapach. Powiedziałabym nawet, że rewelacyjny uwzględniając relację jakości do ceny, która poza promocją wynosi 59 zł. W czasie promocji można je kupić jeszcze taniej.

Oliban to zapach męski ale doskonale nosi się również na kobiecej skórze. Kadzidlany, ale nie ekscentryczny, doskonały na co dzień.
Autentycznie, gdyby ktoś zapytał mnie, czy to perfumy z Rossmana czy np. Montale, obstawiałabym te drugie. Tak może z powodzeniem pachnieć nisza.
Zdaję sobie sprawę, że składniki nie są pewnie tak szlachetne jak w niszowych produktach. Ale nie czuć tego na pierwszy niuch. Buteleczka, dość skromna w fomie. Natomiast Oliban to dobry monoscent pachnący w zasadzie tylko kadzidłem, mimo różnych nut zapachowych.
A samo kadzidło jest w stylu Avignon, które dla mojego nosa jest mega musujące, balansujące na granicy zmęczenia, ale jeszcze niemęczące.
Chłodny, surowy zapach, nieprzekombinowany.
Minus przyznaję za to, że Oliban niestety nie rozwija się. Uderza kadzidłem i później tylko stopniowo przygasa i wycisza się. Trwałość przyzwoita, niewiele gorsza niż w niszowych kompozycjach.

O marce ze strony noupoland.com

Nowa polska marka stworzona przez dwie kobiety. Obdarzone czułym zmysłem węchu, stworzyły zapachy na miarę nowoczesnych czasów. Proste, czyste, świeże i eleganckie. Zapachy, które urzekną aktywne kobiety i dynamicznych mężczyzn. Nazwa NOU w pięknym języku katalońskim znaczy nowy.


Nuty zapachowe:
Nuty głowy: elemi, oliban, rumianek.
Nuty serca: oilban, paczuli, cytrus
Nuty bazy: drzewo sandałowe, skóra, wanilia, benzoin.

środa, 31 maja 2017

Coty, Vanilla Fields 1993

Znacie to wrażenie, kiedy wąchacie flakon sprzed lat i zamykacie oczy i jesteście w tych latach? Dziś przeniosłam się w lata 90-te. I podobało mi się!
Ten cały entourage, który towarzyszył mi gdy poznałam je pierwszy raz..., wrócił do mnie.
Vanilla Fields  - waniliowy killer z roku 1993.
Pamiętacie? Nosiłyście?





Wąchałam je często, nigdy wówczas ich nie kupiłam. Zbyt dosadne były, zbyt przytłaczające dla mnie ówczesnej. Dziś, kiedy od ich premiery minęły 24 lata, mam je znowu w rękach.
Otwieram wydanie Twojego Stylu, gdzie regularnie pojawiały się zapachowe reklamy, gdzie trzeba było odkleić zagięty nasączony perfumami margines strony. Ależ to pachniało! Tak pachniał luksus tamtej dekady.

I przenoszę się do pierwszego Rossmana w moim mieście, w którym na dziale perfumeryjnym często zaciągałam się waniliową obezwładniającą chmurą.  Niewielki był wtedy wybór a prym wiodły właśnie zapachy Coty, pojawiały się też pierwsze celebryckie perfumy. Z wyższej półki raczej nic nie było wtedy w ofercie. Vanilla Fields cieszyły się obok Masumi bardzo dużą popularnością, pachniały nieziemsko i dziś pachną tak samo.

Miałam kiedyś melodię na wanilię, wiele takich zapachów testowałam, ale takiego drugiego nie znam. Bywały wanilie męczące, mdlące i puchate. Czasem pachniały apetycznie, bywało, że wanilia z flakonika pachniała sztucznie i chemicznie. Tu jest inaczej. To jest prawdziwa wanilia. Vanilla Fields to dla mnie słodka nieprzekombinowana wanilia na świerkowym podkładzie. Pachnie jak choinka samochowa w wydaniu Christmas Special.

Za te wrażenie muszą odpowiadać geranium i cedr, które są w wykazie nut, ja w każdym razie czuję intensywną woń świeżo ściętej choinki. Pięknie kojarzą mi się z czasem świątecznym.



Vanilla Fields odeszły w zapomnienie, nie pamiętam nawet kiedy i jak znikły z półek drogerii.   
Może nie kojarzyły się dobrze, może już nie cieszyły się zainteresowaniem? 
Vanilla Fields dostępne były jako woda kolońska i woda toaletowa, oferowane były również dezodoranty oraz zestawy upominkowe z linią kąpielową. 
Rok powstania: 1993
Nuty zapachowe:

nuty głowy: bergamotka, kokos i brzoskwinia; 
nuty serca:  jaśmin, geranium i konwalia; 
nuty bazy: ambra, cedr virginia, paczula, drzewo sandałowe, piżmo, fasolka tonka i wanilia.

środa, 26 kwietnia 2017

Dezodorant idealny - J'ose Eisenberg

Dziś nieco przewrotny wpis. Nie o perfumach a o równie ważnym elemencie.
Dezodorant, o którym rzadko się pisze  w perfumowej blogosferze.
Nie jest takim pasjonującym tematem jak perfumy, ale moim zdaniem zasługuje na więcej uwagi.
Nie pisałam o tym wcześniej, ale intensywnie  od około dwóch lat szukałam kosmetyku idealnego.
Przerobiłam kilkanaście różnych produktów, zaczynając od dostępnych w drogerii Rossmann a kończąc na perfumerii. Pominęłam apteczne kosmetyki, gdyż zwyczajnie w moim przypadku są to mało skuteczne środki.
Oszczędzę w tym wpisie przekrój tego, co przetestowałam.
Dziś ogłoszę zwycięzcę.
Oto on
Eisenberg
J'ose
Deodorant Stick.









O perfumach J'ose jeszcze nie pisałam, mimo, że zapach piękny to niestety trudno mi go nosić. Z marką bardzo się lubię przez ich pielęgnację, którą uważam za wyjątkową na rynku kosmetycznym.
Z oferty dezodorantów tej marki wpierw przetestowałam inny produkt, który był zadowalający ale to nie było jeszcze to, czego oczekiwałam od dobrego dezodorantu.
Zatem następny w kolejce był dezodorant w sztyfcie.

Linia J'ose to niepokorne zapachy. W zasadzie unisex mimo dostępności obu wersji. Damska eau de parfum jest zbyt męska dla większości kobiet, a męska wersja nosi się podobno lepiej kobietom niż mężczyznom.

Zapach tytoniu, lawendy i siana. Tak jak może pachnieć prawdziwy mężczyzna.
Co ciekawe, sztyft absolutnie nie kłóci się z innymi perfumami użytymi globalnie. Daje ochronę, daje zapach perfum ale dyskretnie. Ale nie to jest tu istotne. Sztyft mógłby pachnieć w zasadzie innymi perfumami.

Najważniejsza była dla mnie przede wszystkim kwestia składu. Dezodorant Eisenberg nie zawiera szkodliwych soli aluminium, alkoholu, parabenów i barwników.
Jest odpowiedni nawet dla bardzo wrażliwej skóry.

Poniżej zdjęcie składu:



Największy atut - skuteczny, nawet podczas intensywnego wysiłku fizycznego, nie czuć woni potu, cały czas daje uczucie komfortu. A skóra jest fantastycznie gładka i miękka a wiem co mówię, gdyż niestety długi czas walczyłam z podrażnieniami skóry i wykwitami, do dziś do końca nie wiem czy była to reakcja na niewłaściwy kosmetyk, czy alergia czy ŁZS.
Już wiem, że nie wrócę do zwykłych dezodorantów, które niestety są szkodliwe dla zdrowia.

Zdecydowanie polecam.
Dostępny w Sephorze.
Cena 165 zł / 75gram.



sobota, 8 kwietnia 2017

Słowo wyjaśnienia i wishlista na 2017

Witajcie po długiej przerwie...
nie, nie zawiesiłam bloga i przepraszam czytelników, którzy tu zaglądali za dłuższą ciszę.
Perfumy to moja pasja i nałóg, w tym zakresie się nic nie zmieniło :-)
Były jednak inne priorytety w ostatnim czasie i nadal będą ale tym razem jestem zmotywowana do regularnych wpisów.
Wkrótce pokażę co nowego się u mnie pojawiło, bo pojawiło się, jakże by inaczej?

Na 2017 mam krótką wishlistę, część z nich jest raczej mało osiągalna.
Byzantine Rochas
Audace Rochas
Max Mara Kashmina Touch na zapas
Hermes Ambre Narguile
Il Profvmo Chocolat Amere
Giorgio Armani Acqua di Gioia Essenza
i Guerlain Winter Delice



  • Rochas Byzantine
  • Rochas Audace$lang.delete
  • Max Mara Kashmina Touch
  • Hermes Hermessence Ambre Narguile
  • Il Profvmo Chocolat Amere
  • Giorgio Armani Acqua di Gioia Essenza
  • Guerlain Aqua Allegoria Winter Delice



Oprócz powyższych myślę o zbliżającej się letniej porze i mam ochotę na świeższe, wodne i czyste zapachy. Na pewno dołączy do mojej kolekcji L'eau de Issey Miyake, jeszcze nie wiem czy w wersji eau de parfum czy eau de toilette. 
Dziś krótka notka ale mam dla Was kilka ciekawych zapachów w zanadrzu :-)