Szukaj na tym blogu

czwartek, 3 maja 2018

Projekt denko 1

Co to jest projekt denko?
To wyzwanie polegające na zużywaniu kosmetyków, jak i wszystkiego innego do końca, do dna.
Z angielskiego project pan ma na celu zarówno wykorzystanie produktu, jak i pewnie stworzenie okazji do zakupu następnych.
Na fali minimalizmu postanowiłam wdrożyć project pan również w sferze zapachowej. Nie ukrywam, że muszę zrobić miejsce dla nowych chciejstw perfumowych a mając, obiektywnie całkiem duży wybór, bardzo trudno skończyć jakikolwiek flakon perfum.
Ale udało się, zatem szybkie podsumowanie moich tzw. empties w tym roku.






Skończyło się Jil Sander No. 4, mała 30tka ale jest to niesamowity killer, bardzo wydajny i trwały.  Już pisałam, że bardzo przypomina mi Coco Chanel. Oczywiście mam seteczkę w zapasie, która chyba starczy mi na dekadę jak nie dłużej. Bardzo dobrze skrojony zapach!

Wykończyłam Dolce & Gabbana Light Blue Sunset in Salina, i tak jak lubię klasyka, to ten flanker trochę mnie zmęczył. Jest to ciepłe Light Blue, obiektywnie ładny zapach, ale przede wszystkim lekko duszny, zatem nie nadawał się na ciepłe dni, kiedy jego klasyczna wersja idealnie się sprawdza i ma ciekawy efekt chłodzący.
Bardzo podobał mi  się zachód słońca na pudełku. I to by było na tyle z plusów. Nie wrócę do nich na pewno.

Z żalem również wykorzystałam ostatnie krople La Prairie Midnight Rain. To już mój drugi flakon, perfumy musze mieć w kolekcji. Piękny i szlachetny zapach, o którym pisałam tu. Na pewno za jakiś czas rozejrzę się za następcą.

Ostatnia pozycja, kiedyś tak hejtowana  kiedyś Euphoria. Moja kolejna już w kolekcji. Bardzo dobry zapach, fakt, że był taki czas, kiedy pachniała nią średnio co trzecia kobieta.  Jeśli masz okazję, poszukaj starszej wersji, która była intensywniejsza. Na razie nie będę za nią tęsknić, ale nie wykluczam za jakiś czas powtórki.

Cieszę się, że udało mi się  zużyć do końca te perfumy, za dużo było już takich flakoników, które czekały na swoją kolej. Mając przed oczami jedną z zasad minimalizmu: 2 out, 1 in - musiałam zrobić miejsce dla nowych perfum. Za jakiś czas pokażę co nowego u mnie.


czwartek, 5 kwietnia 2018

Max Mara Kashmina Touch 2008 r.

Jakiś czas temu postanowiłam przypomnieć sobie wszystkie zapachy MaxMary, co jest nie lada wyzwaniem, jeszcze nie udało mi się zdobyć kompletu ale nie poddaję się :-)
Byłam wierna klasycznej MaxMarze jakieś kilka lat temu.
MaxMara to włoska marka modowa założona w 1951 r. w Reggio Emilia, której prosty i elegancki wyjątkowo mi odpowiada.
Ale nie moda a perfumy są przedmiotem bloga, zatem przypominam krótki i gorący flirt MaxMary z perfumami. 
Owocem tej przygody było 6 mniej lub bardziej udanych kompozycji, które powstały w latach 2004-2009 i po których dziś już nie ma niestety w zasadzie żadnego śladu.
Dziś o najbardziej kultowej i poszukiwanej Kashmina Touch.






Na czym polega jej wyjątkowość?

W wielkim skrócie to zapach, który bawią się z nami w chowanego. Pachnę, czy nie pachnę?  Czy to perfumy, czy jak to mój własny zapach?
Są porównywalne do Escentric Molecules 01, natomiast to nie jest typowo syntetyczny wytwór, gdyż w Kashminie można dokładnie wyczuć jej nuty zapachowe.
Kashmina Touch to dotyk ciepłego kaszmiru, cudowny miks cytrusów i drzewnych nut na cielesnym piżmie. Nosi się cudownie, daje efekt drugiej skóry.  Momentami delikatnie, nie wiedzieć skąd pojawia się taka pieprzna nuta, ale za chwilę już nie jest wyczuwalna. Sam zapach subtelnie wibruje i pokazuje nam swoje różne oblicza, jednak praktycznie w ogóle nie ewoluuje.






Kiedyś przeczytałam, że to idealna baza do miksowania z innymi perfumami. No niby, tak ale w zasadzie, po co i dlaczego?
Kashmina sama w sobie jest na tyle ciekawa, że solo powinna nam wystarczać. No właśnie, powinna. Gdyż jest jedno, czego absolutnie nie mogę jej wybaczyć - skandaliczna nietrwałość, a to w moich oczach dyskwalifikuje te i każde inne perfumy definitywnie.
Mam wrażenie, że pachnie na mnie może z pół godziny?
Wielka szkoda, wszak Kashmina, tak inna, tak niszowa, mogłaby być zapachem idealnym.
A to, że już niedostępna to w zasadzie przepełnia czarę goryczy.


Rok powstania: 2008
Nos: Olivier Cresp
Nuty zapachowe:
nuty głowy: cytryna amalfi, amaretto,
nuty serca: nuty kwiatowe ( wawrzynek), gorzka pomarańcza
nuty bazy: cedr, piżmo, drzewo kaszmirowe

Dostępny był we flakonikach 40ml i 90ml.





niedziela, 18 marca 2018

Bruno Banani Time to Play ( 2002)

Marka Bruno Banani nie kojarzy się raczej z dobrymi perfumami, to generalnie niedrogie pachnidełka z kategorii owoco-kfiatki, popularne wśród nastolatek.
Ale nie wiem czy ktokolwiek pamięta jedne z pierwszych perfum tej marki, wydane w 2002 r. Time To Play? Udało mi się poznać dopiero niedawno, ale na mojej liście do przetestowania wisiały już od jakiegoś czasu, właśnie kiedy zupełnie przypadkowo trafiłam na opis nut zapachowych m.in. piernikowych akordów.
I tak, warto napisać o nim coś więcej, zatem co to za zapach?

Wyjątkowo inny niż obecna oferta marki.




Klimatycznie uplasowałabym go gdzieś między Kenzo Jungle Elephant a Theoremą Fendi.
Time to Play niesamowicie pachnie korzennymi przyprawami, kokosem i wanilią. Zazwyczaj takie kompozycje są ciężkie i przytłaczające a w tym przypadku jest inaczej, gdyż Time to Play jest lekkie i radosne. Kokietuje słodyczą a jednocześnie jest charakterne i przedstawia bardzo interesującą mieszankę różnych nut.
Ciepłe, słodkie, a przy tym lekkie i musujące jak szampan.
Część nut przypomina również wycofane, nieco starsze pierniczkowe Belle de Minuit Niny Ricci.
Orientalny zapach podany w bardzo przyjaznej formie, wielka szkoda, że te perfumy znikły już z oferty, gdyż ciekawie by urozmaiciły propozycje sieciowych drogerii.
Jestem ciekawa, czy ktoś je jeszcze pamięta?
Zapach nie cieszył się opinią  kultowego, mam wrażenie również, że krótko były dostępne w sprzedaży, więc mogły niekoniecznie być zauważone.
Niemniej nieco żałuję, że perfumy wycofane, byłoby dobrze, gdyby mogły być poznane przez szerszą grupę odbiorców. Aby nie popadły w zupełnie zapomnienie postanowiłam przypomnieć Time to Play.
Dostępne były w formie wody toaletowej, mam najmniejszą pojemność 30ml.
Trwałość bez rewelacji ok. 2-3 godzin ale być może wynika to z wieku mojego flakonika :-)



Rok powstania: 2002
Nos: brak danych
Nuty zapachowe:
nuty głowy: bergamotka, mandarynka, czarna porzeczka, kokos
nuty serca: jaśmin, goździki ( przyprawa), cynamon, frezja, konwalia, cyklamen
nuty bazy: drzewo sandałowe, paczula, cedr virginia, wanilia





 został wydany w 2002 roku. Nutami głowy są bergamotka, mandarynka, czarna porzeczka i kokos; nutami serca są jaśmin, goździk (przyprawa), cynamon, frezja, konwalia i cyklamen; nutami bazy są drzewo sandałowe, paczula, cedr virginia i wanilia.


sobota, 3 marca 2018

Harissa Comme des Garcons ( 2001)

Miałam kiedyś romans z Comme des Garcons.
Najbliżej mi było do kadzideł ale pod wpływem spontanicznych testów, lekko mrocznego ale stylowego klimatu Londynu w okolicach Dover Street Market i pachnącego szalika zakupiłam Sequoię z czerwonej serii marki. 
Niestety miłość szybko się zakończyła, gdyż Sequoia mnie podduszała i wychodziły kwaskowate nuty.
Ale do dziś te wspomnienie jest we mnie żywe z uwagi na piękne okoliczności przyrody.

Seria czerwona to przede wszystkim drzewne i przyprawowe kompozycje.

W skład czerwonej serii wchodzą następujące perfumy:


Oprócz Sequoi testowałam kiedyś Palisander, wrażenie pozostawił bardzo ciekawe, drzewny zapach który mi przypominał kredki świecowe ale oczywiście na liście miałam do poznania wszystkie cudeńka z tej serii.

Nie ulega wątpliwości, że Comme des Garcons to marka nietuzinkowa dlatego postanowiłam zapoznać się bliżej z inną kompozycją z czerwonej serii - z Harissą.
Harissa to ostra pasta lub sproszkowana mieszanka papryki chili, czosnku, czasami z kuminem i kolendrą, używana w kuchni tunezyjskiej.


Kocham te arabskie smaki więc i harissę w formie pasty mam w swojej kuchni.




Otwarcie  Harissy to eksplozja cudownej mieszanki przypraw. Tak może pachnieć w orientalnej restauracji ale czy ja chcę tak pachnieć?
Dominuje oczywiście chili ale intensywnie również czuję  dzięgiel i gałka muszkatołowa, cierpkość gałki muszkatołowej niebanalnie dodaje charakteru. To zapach bardzo nietypowy, lekko świdrujący w nosie ale na szczęście nie zmusza do kichnięcia. Brakuje mi w nim świeżości i innych mniej jadalnych nut, wtedy Harissa nie byłaby tak dosłowna.




A tak nosiłam ją wiele razy, próbowałam layeringu z innymi perfumami i niestety poddałam się. Harissa wygrała.
Trwałość całkiem dobra, jak na zazwyczaj niezbyt mocną niszę czyli porządne 4 godziny.
Piękne perfumy ale w moim odczuciu jak większość oferty Comme des Garcons, bardziej do wąchania niż do codziennego noszenia.
Przypomniało mi się, że kiedyś próbowałam dać szansę podobnym zapachom z L'Artisan Perfumeur : pieprznym Poivre Piquant i paprykowym Pimet Brulant  i również doszłam do wniosku, że to nie dla mnie.
Ale doceniam ich inność i niszowość, na pewno warto poznać Harissę, ale czy jest to zapach do noszenia i cieszenia się nim  czy do podziwiania to już inna kwestia?

Rok powstania: 2001
Nos: Betrand Duchaufour
Nuty zapachowe:
gałka muszkatołowa, przyprawy, czerwona pomarańcza, papryczka chili, cytryna, pomidor, szafran, dzięgiel  i kardamon.
Pojemność: woda toaletowa 50ml.






czwartek, 8 lutego 2018

Najpiękniejsze perfumy świata? Baccarat Rouge 540 - M. F. Kurkdjian

Przyznam, jestem dość kochliwa. Co chwilę poznaję nowe kompozycje, które kradną moje serce.
Ale całkiem niedawno, dzięki perfumowej koleżance Ani, poznałam coś, co mnie absolutnie oczarowało!

Mowa o legendarnym już dziele Francisa Kurkdjiana czyli Baccarat Rouge 540. Dzieło, lub arcydzieło, gdyż historia powstania tych perfum jest nieszablonowa.

Pierwowzorem jest powstała na zamówienie firmy Baccarat, aby uczcić jej 250 lecie istnienie na rynku. I bynajmniej nie jest to marka perfum, tylko uznany na całym świecie producent kryształu, który powstał w 1764 pierwotnie jako Huta Szkła Świętej Anny w małej miejscowości we Francji - właśnie o nazwie Baccarat.
Stąd Baccarat. A skąd Rouge 540? Własnie tu dochodzimy do tajników produkcji jednego z najbardziej rozpoznawalnych symboli marki Baccarat, do takiej temperatury trzeba rozgrzać szkło, aby nabrało intensywnie czerwonego koloru.
Zatem pierwotnie powstały perfumy stworzone przez Kurkdjiana dla Baccarat, w limitowanej liczbie i ograniczonej dystrybucji. No i oczywiście w odpowiedniej cenie liczonej w tysiącach euro.




Na szczęście dla nas, zwykłych śmiertelników, twórca perfum postanowił wprowadzić je również do swojej stałej kolekcji, w nieco przyjaźniejszej cenie.

I własnie ten nowy Baccarat Rouge 540 skradł moje serce. Z każdym kolejnym testem podoba mi się coraz bardziej.
Sama kompozycja nie jest w żaden sposób wyrafinowana a lista składników jest  stosunkowo krótka jak na niszę.  Pierwsze naciśnięcie atomizera i czuję piękną, słodką landrynkę. Oszałamiającą i przyjemnie wibrującą w powietrzu. Słodycz absolutnie nie jest męcząca ani przytłaczająca, trudno to określić ale Baccarat nosi się świetliście i lekko. Wyobraź sobie, że jesteś w lekkiej, różowej, musującej chmurce. To własnie ta przestrzenność, przy niesamowitej wprost trwałości i intensywności, jest w moim odczuciu wyjątkowa. Słodkie zapachy zazwyczaj są ciężkie, trwałe zapachy się ciągną za nami. A tu, przekornie, mamy słodki, trwały zapach a jednocześnie lekki i transparentny.




Nuty a sam odbiór zapachu są dość zaskakujące. Wyczuwam słodkość i nuty drzewne cedru i jodły. Jaśmin, czy w ogóle jakakolwiek inna kwiatowa nuta jest nieobecna. Skąd ta słodycz? Czy takie wrażenie mogłaby dać ambra, żywica podbite szafranem? Mam nieodparte wrażenie, że jest tu jeszcze jakiś tajny składnik, którym Kurkdjian puszcza oko w naszym kierunku.
Po jakiejś godzince słodycz ustępuje miejsca słonym akordom i łagodnieje, ale dalej bujamy się na przyjemnej drzewnej bazie.  I ta faza trwa kilka godzin.
Jedyne małe zastrzeżenie, niekoniecznie dla mnie stanowi minus, to że potem na skórze nie dzieje się absolutnie nic, zapach nie ewoluuje. Ale czyż musi, skoro jest taki piękny?

Jego projekcja jest ponadprzeciętna, jeśli szukacie perfum, po których będziecie rozpoznawalni -- to jest to idealna propozycja.

Oficjalnie Baccarat Rouge 540 klasyfikowany jest jako unisex, dla mnie to wyborny zapach zdecydowanie dla kobiet.

Aczkolwiek panowie również chętnie po niego sięgają. Obejrzałam kilka recenzji na YT i wklejam Wam poniżej kilka najciekawszych moim zdaniem - wszystkie w wykonaniu mężczyzn.








Ja już wiem, jaki będzie mój następny zakup :-)

Rok powstania:
2015
Nos: Francis Kurkdjian
Nuty zapachowe:
nuty głowy: jaśmin, szafran
nuty serca: drzewo bursztynowe, ambra
nuty bazy: żywica jodłowa, cedr

Trwałość - nawet do 6-8 godzin przy oszczędnej aplikacji!

Dostępny jaki travel set z wymiennymi wkładami po 11 ml lub jako flakon 70ml.


sobota, 27 stycznia 2018

Premiery perfum - podsumowanie 2017

W minionym roku pojawiło się kilka gorących premier perfumowych.
Najbardziej wyczekiwaną premierą była bez wątpienia nowa kompozycja Chanel  - Gabrielle pierwszy nowy zapach  nie będący flankerem od wielu lat, od czasu Coco Noir w 2014r.
Zupełnie coś nowego, czego nie znaliśmy od tej pory w wydaniu tej marki. Czy odniesie sukces? To się okaże. Póki co to dość śmiała odpowiedź marki na potrzeby młodszych klientek.
Starsze klientki kojarzące Chanel z konkretnymi zapachami mogą być rozczarowane. Niestety Gabrielle nie zebrała wielu pochlebnych opinii, ja się jeszcze wstrzymam z jej recenzją i dam jej szansę na porządne testy ale miłości z tego raczej nie będzie.









Równie nagłośnioną nowością było Mon Guerlain, którego twarzą została Angelina Jolie.
Zdecydowanie z jej osobowością nie współgra taki delikatny i bezpieczny zapach jakim jest Mon Guerlain.  Zdecydowanie wiele hałasu o nic.












Aura Thierry Mugler to również miało być coś! Mugler podzielił świat perfumowy na  zdecydowane zwolenniczki błękitnego Anioła i fioletowego Obcego ( oraz nieliczną grupę takich jak ja, co stoją w rozkroku :P) a teraz postanowił zamieszać na rynku zieloną Aurą. Męczący, syntetyczny duszący i dla mojego nosa strasznie wybijają się nuty irysa. Oj nie podzieli Aura sukcesów swoich starszych braci, nie widzę szansy.









Za to filuterne Twilly Hermes z kapelutkiem i kolorową apaszką to bardzo ciekawa kompozycja. Pozytywna, wesoła, lekko świdrująca w nosie. Delikatniejsze nosy mogą polec na mocy tuberozy. Mogłabym je mieć.







Obsessed Calvina Kleina - tu również jest miłe zaskoczenie. Ziołowy, wytrawny i rześki zapach. Zaskoczenie tym bardziej, że preferuję naprawdę ciężki kaliber a ten zapach mogłabym z przyjemnością nosić kiedy temperatura szybuje w górę. Nawiązuje nazwą do Obsession ale bliżej mu do klimatów CK One, myślę, że to idealny unisex.



















Czy kogoś uwiodły te zapachy? Myślicie, że zostaną z nami na dłużej, czy też szybko znikną ze sprzedaży? Może udało Wam się odkryćw tym roku inną godną uwagi premierę?

wtorek, 2 stycznia 2018

Subiektywne podsumowanie roku 2017

Koniec /początek  roku to czas podsumowań.
W ubiegłym roku pojawiło się kilka interesujących i nietuzinkowych zapachów w mojej kolekcji.
Udało mi się zrealizować dwa ważne marzenia perfumeryjne. Jedno wycofane i niedostępne, drugie bardziej dostępne aczkolwiek w cenie kosmicznej jak na mój gust.
Co w tym roku wpadło i co ze mną zostanie?






Oczywiście jak zawsze króluje u mnie mainstream  ❤

Jedynym wyjątkiem jest niszowa kompozycja Oud for Love z ekskluzywnej linii The Different Company. I to są wyjątkowe perfumy, niestety z ich wyjątkowością wiąże się również odpowiednia cena. Napiszę o nich coś więcej wkrótce.



Narciso Rodriguez - Narciso for Her, pisałam już o nich wcześniej, zatęskniłam za czymś podobnym do Royal Muska, których odlewkę niedawno skończyłam. Chciałam coś prostego, piżmowego i zmysłowego. Po wielu testach z ostatnich lat spontanicznie zdecydowałam się właśnie na nie.

MaxMara Kashmina Touch - tego zapachu brakowało mi w kolekcji MaxMary, to już mój drugi flakonik w roku 2017. Perfumy piękne ale doszłam do wniosku ( ponownie). że jednak mimo wszystko nie dla mnie. Zbyt delikatne, zbyt ulotne ale drzewno-cytrusowe klimaty może muszą tak właśnie brzmieć?

Lancome Tresor La Nuit - do tych perfum podchodziłam trochę jak pies do jeża. Ale to był strzał w 10! Najmniejsza pojemność 30ml w sam raz mnie zadowala. Ładny słodziak, bardzo się podoba otoczeniu.


Kenzo Amour Florale - od lat zbieram wszystkie wersje Kenzo Amour - bardzo ładnie się prezentują jako rodzina flakonów na półce. Oczywiście nie tylko dlatego, przede wszystkim z uwagi na to, że bardzo lubię klasyka. Tej wersji mi brakowało i stwierdzam jednoznacznie - najnudniejszy, najbezpieczniejszy a jednocześnie najbardziej elegancki Amour. Białe kwiaty przełamane kwaskowatymi nutami i piżmo.

Estee Lauder Sensuous Noir - bardzo ciekawe, ciepłe, korzenno-paczulowe perfumy. Godne osobnego wpisu. Bardzo mi przypominają fioletowe DKNY Delicious Night. Fioletowy kolor idealnie oddaje ich charakter.

To tak na szybko, co u mnie nowego się pojawiło.
Oczywiście na przestrzeni roku nabyłam więcej zapachów, część znalazła nowych właścicieli, były także powroty, kupiłam również coś na zapas z ukochanych perfum. Ale te opisane wyżej flakony pojawiły się u mnie właśnie w 2017 i za wyjątkiem Kashminy zostaną ze mną na dłużej.

Jesli chodzi o podsumowanie nowości perfumowych 2017 postaram się jeszcze w styczniu napisać moje wrażenia. Było kilka szumnych premier, czy godnych zakupu? Mnie nic nie skusiło ale to już inna kwestia :)