Szukaj na tym blogu

niedziela, 28 grudnia 2014

Bezpieczne zakupy w sieci - notka o tym jak się nie dać oszukać...

Witajcie,

pod koniec roku postanowiłam się podzielić moimi przemyśleniami na temat oszustwa w internecie.
Kupując od  dobrych dziesięciu lat jak do tej pory nie zaliczyłam jeszcze żadnej wpadki, która zakończyłaby się dla mnie porażką. Owszem były problemy, ostatnia sprawa ciągnęła się za mną ponad 2 miesiące  ale udało mi się je wszystkie rozwiązać.




Poniżej kilka zasad, którymi warto się kierować w transakcjach internetowych z osobami prywatnymi.
Z racji, że głównie kupuję perfumy i odzież kilku wybranych marek, moje zasady mogą nie mieć zastosowania np. przy elektronice, na której przyznaję - nie znam się absolutnie.


Zaznaczam jednocześnie, że nie powołuję się na żadne konkretne przepisy, ale niestety obowiązujące prawo rzadko skutecznie broni konsumenta.
Spotykałam się z opiniami, że idealnie broni praw kupujących Ebay wspólnie z Paypalem - w przypadku sporu cofnie Sprzedającemu wpływ za sprzedany przedmiot i zwróci Kupującemu.
O ile mi wiadomo Allegro nie planuje takiego serwisu w ramach PayU.

Zatem są to moje przemyślenia i wskazówki dla Was, mam nadzieję, że okażą się przydatne, aby ustrzec się w przyszłości.

1. Przed zakupem zapoznaj się z komentarzami dot. sprzedającego i koniecznie jego pozostałymi aukcjami/ogłoszeniami.

 Brzmi jak oczywista oczywistość, ale jednak ... Mi wystarczy jeden komentarz na temat nieoryginalności i od razu daruję sobie zakupy u takiej osoby. Jeśli trafisz na fajną okazję i nagle się okazuje, że dana osoba ma tylko super okazje i kilka nietrafionych prezentów a) w folii, b) w okazyjnych cenach, c) w pojemnościach, opakowaniach, które nie występują w naturze, to prawdopodobnie rzecz, którą zamierzasz kupić też nie jest oryginalna.


2. Dane kontaktowe -   im więcej tym lepiej. 

Koniecznie adres, działający telefon, adres mailowy. Niestety wiele razy mi się zdarzyło, że dane kontaktowe osoby z allegro - to akurat dotyczyło osób kupujących - były niekompletne. Na maile nie było odpowiedzi a telefony były wyłączone.
Jeśli nie masz telefonu danej osoby poproś ją o nr pod byle pretekstem - i koniecznie zadzwoń! oczywiście zrób to przed wysłaniem płatności.

Scenka rodzajowa - ostatnio takich przygód miałam więcej. Ale gdyby nie adres nie trafiłabym nigdy na nr kontaktowy do osoby z rodziny potencjalnego oszusta. Raz pomogła rozmowa z ojcem dziewczyny, która przez 3  tygodnie  nie mogła mi wysłać zakupionej spódnicy - za drugim razem musiałam dogadywać rodzaj rekompensaty z matką oszusta. Gdybym nie miała adresów zamieszkania, nazwiska itp. zostałabym pewnie z niczym.

3. Zdjęcia - tu nie zdziwi mnie już nic. 

Widziałam kiedyś na aukcji allegro  jako dowód oryginalności  perfum, zdaje się Jadore,  zdjęcie paragonu z niemieckiej Sephory. Bardzo czytelne, ze wszystkimi danymi teleadresowymi, szczegółami dot. podatku itp. Wyglądało to bardzo wiarygodnie - tylko że ... w Niemczech nie ma sieci Sephora... a pod podanym na paragonie adresie wg. Google była kawiarnia czy coś w stym stylu. Gratuluję pomysłowości.
Notorycznie zdarzają się kradzieże zdjęć z innych oryginalnych aukcji.

Spotkałam się także z faktem, że ktoś pozwolił sobie umieścić jako główne zdjęcie fotkę czyjejś forumowej kolekcji perfum, na której to fotce znalazł się flakon, mający stanowić teoretycznie przedmiot sprzedaży. Jeśli coś Wam nie pasuje a zdjęcie wygląda podejrzanie, proponuję użyć opcji - Szukaj tego obrazu w Google i wtedy można łatwo znaleźć źródło tego zdjęcia.

Jeśli zdjęcie jest bez zarzutu, ale mimo to dalej brakuje Wam jakichś istotnych szczegółów,  dobrze jest prosić o dodatkowe zdjęcia np. kodu, spodu flakonu, poziomu perfum itp. Niekoniecznie muszą być one na tle dzisiejszej gazety z widoczną datą, ale dosłanie dodatkowych zdjęć daje możliwość lepszej weryfikacji oryginalności i jednocześnie sposób na wyeliminowanie oszusta. Wykręcanie się brakiem czasu, sprawnego aparatu itp. to dla mnie ściema. Nigdy nie kupuj nic na podstawie zdjęcia katalogowego - chyba, że w sprawdzonym sklepie internetowym.

4. Doprecyzuj szczegóły z kontrahentem.

Im mniej niedopowiedzeń tym lepiej. Osoba, z którą ustalisz te kwestie powinna czuć się bardziej zobligowana do wypełnienia swojej części. Dostała w uzgodnionym terminie płatność to powinna również wywiązać się z terminowej wysyłki. Ustal płatność, kiedy ma nastąpić przesyłka, jak ma być produkt wysłany - opakowanie, rodzaj przesyłki. Przy zakupie prywatnym ustalcie, że masz mieć dosłany nr przesyłki do śledzenia.
Jeśli masz wrażenie, że osoba po drugiej stronie niekoniecznie wie jak wysłać tak delikatny towar jak perfumy, nie przejmuj się, czy się obrazi, ale napisz, jakiego oczekujesz zabezpieczenia i opakowania.


Scenka rodzajowa: dostałam kiedyś perfumy Diora, wysłane z drugiego końca Polski zamiast listem poleconym - listem zwykłym, wrzucone luzem do koperty bąbelkowej. Jako zabezpieczenie flakonika w środku koperty dowcipny pan wrzucił, również luzem, kilka ulotek reklamujących usługi bankowe Poczty Polskiej. Rozmyślnie zignorował moje  wielokrotne prósby o przesyłkę rejestrowaną, o podanie numeru przesyłki, solidne zabezpieczenie itp. Najwyraźniej pan chciał mi utrzeć nosa bo byłam zbyt wymagająca...?  Życzę tej osobie, żeby trafiła w przyszłości na kogoś, kto mimo otrzymania przesyłki będzie twierdzić, że jej nie otrzymał i domagał się zwrotu za zakupiony produkt... Osoba ta nie wzięła pod uwagę, że wysyłając zwykłą przesyłkę nie można udowodnić ani tego, że się wysłało daną rzecz, ani również tego, że się ją otrzymało.

5. Nie odpuszczaj

Ok, stało się, Podejrzewasz, że trafiłaś/trafiłeś na oszusta. Brak przesyłki, brak zwrotu, wysyłane maile pozostają bez echa...
Moja metoda, która sprawdza się niemal w każdym aspekcie życia - uporem maniaka można zdziałać wszystko.
Walcz o swoje, wydzwaniaj, wypisuj maile, SMS-y do skutku.  Może dla świętego spokoju oszust wyśle to co ma wysłać.
Jeśli nie przyniesie to skutku wtedy możesz przejść to następnego punktu czyli informowania o zamiarze zgłoszenia sprawy na policję. Jeśli jednak to nie podziała - zgłoś!

Pamiętajcie, nieważne czy chodzi o 50, 100 czy 300 zł, to są Wasze pieniądze i nikt absolutnie nie ma prawa ich sobie przywłaszczyć.
Jeśli doszło do transakcji, czyli dokonaliście wpłaty, macie dowód wpłaty,  nie odpuszczajcie oszustowi. Policja ma obowiązek przyjęcia Waszego zgłoszenia bez względu na wysokość kwoty, na którą zostaliście oszukani.
Warto mieć zapisaną korespondecję, koniecznie maila od Sprzedającego z danymi do wpłaty. Im więcej danych tym lepiej.


Jak do tej pory wszystkie problematyczne sprawy udało mi się zakończyć. Przy zwrotach np. za zepsute perfumy moją stratą było pokrycie kosztów wysyłki zwrotnej.
W takich kwestiach nie byłam aż tak drobiazgowa i wolałam zapłacić za wysyłkę,  byle możliwie szybko pozbyć się problemu. Z drugiej zaś strony miałam poczucie, że to druga strona powinna pokryć koszt wysyłki,  Niestety mało który Sprzedający chce przyjąć zwrot. W takim przypadku ważne jest powołanie się na niezgodność przedmiotu z opisem z aukcji. Nie chcę zwrócić przedmiotu, bo się rozmyśliłam, ale dlatego, że jest wadliwy, niesprawny, nieoryginalny itd.
Innym razem dostałam zwrot na konto a przesyłka wróciła do mnie, bo sprzedająca nie zdążyła w ciągu 2 tygodni pofatygować się na pocztę, mimo moich wielokrotnych ponagleń. I tak zostałam ze zwrotem na konto, z biżuterią, na którą nie chciałam już patrzeć, oraz z podwójnymi kosztami przesyłki celem zwrotu do Sprzedającej  i zwrotu zwrotu do mnie... Czasami zastanawiam się, na jakich ludzi możemy trafić w sieci. W tej materii życie mnie zawsze zaskakuje :-)

Jesli macie inne pomysły, doświadczenia, uwagi, podzielcie się proszę w komentarzach.







środa, 24 grudnia 2014

Kalendarz Adwentowy M.Micallef

Pokażę Wam nietypowy kalendarz adwentowy - nie z czekoladkami ale słodkimi miniaturami M.Micallef.
Jest to pewien rodzaj dziecięcej frajdy, aby codziennie otwierać okienko i poznawać nowy zapach, tym bardziej, że zapachy M.Micallef są dość ciekawe a przy tym łatwe w odbiorze i jak najbardziej "noszalne" na co dzień.

Zestaw składa się z 23 miniatur bez atomizera, każda po 5 ml oraz prezentu głównego przewidzianego na 24.12 czyli zgrabnej 30tki Royal Muska, lub w innej wersji kalendarza 30tki Ananda.
Wizualnie kalendarz wygląda bardzo atrakcyjnie, sam w sobie jest doskonałym prezentem i nie potrzebuje już żadnej dodatkowej dekoracji.
Ja okienek nie otwieram, aby go nie zniszczyć. A pusty box na pewno sobie zostawię na próbki i odlewki.









Wśrod miniatur znajdziemy:

Ananda
Aoud
Automne
Avant-Garde
Black 
Emir
Ete
Gaiac
 Gardenia
Hiver
Jewel for Him
M.Micallef
Mon Parfum
Mon Parfum Cristal
Mon Parfum Gold
Parfum Couture
Patchouli
Printemps
Royal Muska
Royal Rose Oud
Spicy
Ylang in Golf
Watch





Muszę przyznać, że zestaw kupiłam z uwagi na Royal Muska, jednak nie wiedzieć dlaczego trwałość tych perfum z zestawu mnie zawiodła, porównując  z odlewkami, które miałam wcześniej. Czyżby Royal Muska zostało również zreformułowane?

Cena takiego zestawu to 585 zł - do kupienia w perfumerii Quality - stacjonarnie lub wysyłkowo.
Drogi ale piękny prezent!
Byłoby miło aby więcej marek perfumeryjnych miało w ofercie tego typu kalendarz również w bardziej przystępniejszych cenach.
Jest to fantastyczna okazja, aby poprzez miniaturki poznać pełen wachlarz oferty danej firmy.





Wszystkim czytelnikom mojego bloga życzę Zdrowych, Rodzinnych i Pachnących Świąt 
A pod choinką samych trafionych perfumeryjnych Prezentów
Wszelkiej Pomyślności na Nowy Rok 2015!

Agnieszka.





środa, 17 grudnia 2014

Pomysły na pachnące prezenty świąteczne vol. 1

Dziś prosty i sprawdzony pomysł na pachnący prezent, który nie zrujnuje naszej kieszeni.

Szczególnie - jeśli mamy do obdarowania mamę, siostrę, babcię, ciocie, kuzynki, koleżanki.

Proponuję kupić zestaw miniatur perfum, które ma w swojej ofercie niemal każda znana marka.







Stacjonarnie rzadko takie zestawy widuję, ale z pomocą mogą przyjść perfumerie internetowe.
Jednak najlepsze miejsce, gdzie można znaleźć dużo tego typu zestawów to strefa bezcłowa.

Część marek ma takie zestawy wyłączenie w ograniczonej dystrybucji tylko na lotniskach i promach, na opakowaniu widnieje wówczas napis "exclusive travel retail"


Przykładowo podaję kilka propozycji zestawów znalezionych w perfumerii iperfumy:

http://www.iperfumy.pl/lancome/mini-zestaw-upominkowy-i/

http://www.iperfumy.pl/estee-lauder/mini-zestaw-upominkowy-ii-white-linen-53-ml-beautiful-47-ml-pleasures-intense-4-ml-pleasures-4-ml-sensuous-nude-4-ml/

http://www.iperfumy.pl/armani/mini-zestaw-upominkowy-ii/

Ceny za zestawy kształtują się od 120 do 200-250 zł.

( iperfumy podałam przypadkowo - nie jest to post sponsorowany)

Pojedyńcze miniatury można zapakować  w woreczek z organzy i dołączyć do słodkości, można też zawinąć w pakunek w kształcie cukierka w błyszczący papier, wygląda to również bardzo efektownie.





W następnym poście pomysł na prezent gwiazdkowy już konkretniejszego kalibru dla wielbicielek niszowych zapachów.

niedziela, 30 listopada 2014

Eve, Jil Sander ( 2011)

Nad zakupem Eve dumałam prawie trzy lata... rzadko kiedy mam taki długi ogon do jakichkolwiek zakupów :-)
Postanowiłam kupić je sobie niejako w nagrodę za to, że dobrze mi idzie z ograniczeniem mojego stanu posiadania. Wiem, brzmi pokrętnie, ale jestem zadowolona, że udało mi się zredukować liczbę flakonów w ostatnich trzech miesiącach.
A że skrajną ascetką nie jestem, więc wynagrodziłam to sobie zgrabnym ale dużym flakonem Eve.





Eve miało swoją premierę  w 2011 r. Twarzą perfum została młoda niemiecka aktorka Karoline Herfurth, która idealnie oddaje charakter zapachu oraz całej filozofii marki Jil Sander.
Delikatny,  niezobowiązujący, a jednocześnie klasyczny i kobiecy.



Bardzo doceniam w Eve to, że ma fantastyczną, lekko gorzkawą nutę, o którą trudno w perfumach. Przeciwieństwo dusznych, słodkich i  przytłumiających kompozycji, które chyba ostatnio mi się nieco przejadły.
Absolutnie nie czuję jaśminu ani róży, co mnie cieszy, inaczej byłby to zapach, jakich wiele.
Podsumowując go w trzech smakach: kwaskowato - gorzkawo - śmietankowo.
Bardzo delikatna paczula w bazie, niemal niewyczuwalna, zdominowana przez miękkie i puchate drzewo kaszmirowe.

Ale uwaga! Jeśli szukacie oryginalnego zapachu, to nie rekomenduję Eve, są one łudząco podobne do Coco Madeimoselle w wersji edt, niektórym też kojarzy się z Chance.
Moim zdaniem, Eve są nieco  inne, są bardziej miękkie, przestrzenne, mniej pudrowe a bardziej wytrwano/drzewne.
Na pewno mogą być tańszym zamiennkiem dla wielbiecielek Coco Mademoiselle.

Jednak po kilku dniach noszenia odłożyłam Eve na dno szufladki. Dlaczego?
To nie zapach na teraz i dziś.
Podoba się, mi układa się również bezproblemowo, ale doszłam do wniosku, że będzie mi się zdecydowanie lepiej nosić wiosną.
Ubolewam nad tym, że Eve jest dość nietrwałe, na mojej kapryśnej skórze czuję je ok.2-3godzin.


Eve jest w koncentracji eau de toilette, dostępna w pojemnościach 30,50 i 75ml.

Rok powstania: 2011

Nos:Olivier Polge ( m.in. Flowerbomb, Code, Balenciaga Paris)

Nuty zapachowe:
nuty głowy: kwiat grapefruita, czerwona porzeczka
nuty serca: jaśmin, fiołek, róża
nuty bazy: drzewo kaszmirowe, paczula


wtorek, 18 listopada 2014

Czekoladowe perfumy - Chocolovers, Aquolina (2006)

Miałam kiedyś fazę na czekoladowe zapachy...

Poszukiwałam mojego świętego Graala czekoladowych perfum i teraz już wiem, że byłam całkiem blisko ideału. Czekolada ma jednak to do siebie, że szybko się potrafi przejeść a ja bezlitośnie poszukałam dla tych perfum innego domu. Niestety zapach włoskiej niszowej marki, o którym myślę jest już dość trudno dostępny i nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się je ponownie nabyć.
Jeśli tak - na pewno o tym doniosę!

Tymczasem postanowiłam skorzystać z okazji i przetestować inną legendarną i już bardzo trudnodostępną czekoladkę - również włoskiej firmy Aquolina - Chocolovers.



I w tym momencie, gdy wspomniałam o pochodzeniu firmy,  przychodzą mi jeszcze dwa inne, również kultowe zapachy czekolady: La Perla Dark Extasy i Cioccolato Mon Amour. I również pochodzące ze słodkiej Italii. Czyżby Włosi mieli patent na idealną czekoladę w perfumach?

Poznałam już wiele interpretacji czekoladowych perfum i muszę stwierdzić jedno - czekolada czekoladzie nierówna.
Może być gorzka, mleczna, biała, orzechowa, kawowa, z toffi, z pianką ptasiego mleczka, z miętą, z nadzieniem. Bywa wytrawna, słodka, mdła, z chilli, z solą, ostatnio nawet jadłam z wasabi ( nigdy więcej!).
Wachlarz możliwości jak przepaść między Toblerone a wyrobem czekoladopodobnym rodem z PRL.

Pisałam już tu http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2014/05/capricieuse-sephora-vanille-cholocat.html o Czekoladowanilii Sephory - gdzie czekolady jest jak na lekarstwo a prym wiedzie kakao z wanilią.
W przypadku Chocolovers mamy idealnie odtworzoną czekoladę, nie mleczną, nie gorzką ale do kwadratu czekoladową. Żeby nie było nudno - jest to czekoladka z nadzieniem,   z wyraźną nutą orzechów i pomarańczy.
Intensywny, nieskomplikowany zapach, całkiem apetyczny.
Mimo wielu innych nut nie jestem w stanie niczego więcej w tym zapachu zidentyfikować. Trzy składniki, wymieszane i bardzo spójne.  Do zjedzenia.

Zdecydowanym minusem w mojej opinii jest zbytnia dosłowność Chocolovers - nie chcę pachnieć jak  "o-właśnie-przyszła-pralinka-czekoladowa". Nie dla mnie i zastanawiam się, kto chciałby nosić  aż tak oczywisty zapach gourmandowy.


Chocolovers są bardzo trwałe jak na swoją koncentrację -  ok. 4-5 godzin.
Dostępne jako eau de toilette 50ml i bogata linia kąpielowa.




Rok powstania: 2006
Nuty: pomarańcze, orzechy włoskie, kolendra, piżmo, wanilia, bergamotka, konwalia, cytryna.
Niedostępne już od kilku lat.


A tak wracając do początku dzisiejszego wpisu - najpiękniejsza czekolada wg mojego nosa to Chocolat Il Profvmo, o!



wtorek, 11 listopada 2014

Kenzo Amour Le Parfum (2008)

O klasyku Kenzo Amour miałam napisać już dawno. Jakoś jednak nie wiem za bardzo co o nim napisać - dla mnie to waniliowy ryż na mleku. I tyle o zawartości. Natomiast o formie mogłabym dłużej.
Bo nic nie poradzę, ale  podobają mi się flakony Kenzo Amour i wymyśliłam sobie, że będę mieć je we wszystkich wersjach.
Nie mam jeszcze wszystkich ale pochwalę się, że niedawno zdobyłam najpiękniejszy  i jednocześnie najtrudniejszy do nabycia  - limitowaną, w kolorze matowego starego złota buteleczkę Amour Le Parfum.

Jest to inny zapach niż klasyczne Amour.
Nie mamy tutaj już tylko ryżu na mleku tonącego w wanilii.
W wersji Le Parfum czuję dużo osłodzonego kadzidła i ambry i żywicy styraxowej.  To  w ogóle bardziej drzewny zapach niż można by przypuszczać z  nut.
I na mojej skórze nie wiedzieć dlaczego, od środkowych nut zaczyna do złudzenia przypominać mi Kenzo Flower Oriental. Nie wiem jak i skąd? Może wszystkie wersje z kadzidłem są właśnie tak interpretowane przez Kenzo. Nie jest to klimat kościelny, ani dosłowanie kadzidlany. To słodkie tlące się drewienko.




Po nazwie Amour  Le Parfum spodziewałabym się bardziej słodkiego zapachu. Czegoś, co będzie koncentracją koncepcji klasycznego zapachu. Otrzymałam niespodziankę.

Zapach inny niż pozostałe wersje Amour. Nie powiem, że najlepszy, ale najdziwniejszy. Bo pierwszy klasyk był dobrym zapachem, który odniósł sukces.
Kolejne flankery takie jak Kenzo Amour Florale, Kenzo Amour I Love U, L'eau de Kenzo Amour, są już tylko słabsze i naprawdę szkoda poświęcać im czas.


Czy poleciłabym go wielbicielkom Amour? Niekoniecznie. Nie każdemu może się spodobać. Na pewno trzeba je przetestować, jeśli ktokolwiek chciałby zakupić je pomimo bardzo wysokiej już ceny. 
Ja trafiłam na nie w iperfumy.pl W stosunkowo normalnej cenie czyli ok. 170 pln, gdyż normalnie już osiąga ceny dwukrotnie wyższe.





Mocniejszy, bardziej skoncentrowany i mniej słodki a bardziej wytrawno- kwaskowaty.

Nawet dla kogoś, kto nie lubi kadzidła, bo nie znajdzie kadzidła w pierwotnej formie.
Wpisałabym go w te klimaty co DKNY Delicious Night czy Kenzo Flower Oriental.
Takie mainstreamowe niby "kadzidełko".

Rok powstania: 2008
Nos: Daphne Bugey (  klasyk Kenzo Amour)

Nuty zapachowe:
nuty głowy: ryż, kadzidło
nuty serca: frangipani, paczula
nuty bazy: ambra, wanilia, benzoin

Już niedostępne, edp w pojemnościach 30ml i 50ml.


edit: Na prośbę czytelniczki załączam zdjęcie moich trzech flakonów - brakuje mi wersji Indian Holi, pomarańczowej Amour oraz L'eau de Kenzo Amour. Jak ktoś ma zbędne flakoniki, chętnie przyjmę ;-)






środa, 5 listopada 2014

Joop! All About Eve (1996)

Pisałam już kiedyś, że moje pierwsze prawdziwe perfumy to był klasyczny Joop?
Do dziś je noszę a do samej marki Joop po dziś dzień mam sentyment.
Niemcy jako kraj są mi bliskie i osobiście i zawodowo, to podczas wyjazdów właśnie tam rozwinął się mój perfumowy "świr". Dziś mogę powiedzieć, że poznałam wszystkie perfumy marki Joop - nie było ich w sumie aż tak dużo :-) Większość z nich miałam w swojej kolekcji. Wcześniej na blogu opisałam już klasyka Femme, Le Bain oraz Berlin.

Dziś pora na All About Eve, które nawiązują do pierwszej Femme Fatale - czyli Ewy, która uwiodła Adama.

W tym miejscu chciałam króciutko wspomnieć o innych perfumach marki Joop!. Męski zapach What About Adam z 1992 to dla mnie jeden z najpiękniejszych męskich perfum. Nie miałam okazji poczuć ich już kilkanaście lat, ale nadal są silnym wspomnieniem, mój kolega ze studiów używał ich namiętnie.
Obie kompozycje miały się uzupełniać, miały również wspólną kampanię reklamową.
"Wszystko o Ewie".
Ok.  "A co z Adamem?"








Mam nadzieję, że będzie jeszcze kiedyś okazja przypomnieć sobie What About Adam, na pewno wtedy o nim napiszę.

Wracając do All About Eve - już po kształcie buteleczki wiemy, że można się spodziewać po nim owocowego zapachu. Bingo! I to zapachu jabłuszka. Jakiego? Ano zielonego.
Jaka miła odmiana biorąc pod uwagę pozostałe, mocarne i według niektórych zbyt proste i toporne kompozycje marki Joop!

All About Eve to jabłuszko, zielone i  soczyste. Nie pryskane chemią, nie czuję w nim plastikowej i chemicznej nuty odświeżacza powietrza, co niestety zdarza się innym jabłkowym zapachom. Nie jest to też szarlotka, która często kojarzy się z zapachami z motywem przewodnim jabłka.

Tutaj jest typowo czysty owocowy zapach, ja czuję jeszcze inne owoce - morele i brzoskwinie i białe kwiaty drzew owocowych. Wyczuwam też coś drzewnego, a może trochę sobie wkręcam, że musi tu zagrać jakiś akord drzewny?  Tak aby kompletny był sad pachnący jabłkami  - owoce, kwiaty i drzewa jabłoni.
Żeby nie było tak zupełnie nudno później pojawia się także odrobina cynamonu i wanilii, bardzo słabo wyczuwalnych. Minimalnie ocieplają bazę zapachu.





Mam też inne zupełnie skojarzenie - All About Eve nasuwa mi obrazek pachnący czystością i niezwykłą prostotą, transparenty flakon oddaje ten charakter idealnie. Pamiętacie kosmetyki z serii Zielone Jabłuszko? Perfumy Joop! pachną bardzo podobnie ale bardziej luksusowo.

Mały minus odnotowuję za dość słabą jak na moje oczekiwania trwałość - do 2 - 3 godzin.
All About Eve jest też zapachem spokojnym, tu nie dzieje się prawie nic.
Ale akurat w tym przypadku można to potraktować jako zaletę - zapach jest nieinwazyjny i naprawdę przyjemny.

Dostępny jako eau de parfum w pojemnościach 40 i 75 ml oraz w linii uzupełniającej jako żel pod prysznic i balsam do ciała. Bardzo często są w promocji w niemieckich Douglasach.
Niestety ostatnio coraz rzadziej je widuję gdziekolwiek.

Rok powstania: 1996 r.
Nos: brak danych - zapach wykreowany przez Creations Aromatique

Nuty zapachowe podawane są różne w poszczególnych źrodłach:

wg Fragrantica:

Nuty głowy: nuty kwiatowe, jabłko
Nuty serca:cynamon, jaśmin
Nuty bazy: wanilia, wetiwer

wg Osmoz:

Nuty głowy: brzoskiwnia, jabłko, zielone nuty, aksamitka
Nuty serca: jaśmin, konwalia, heliotrop, cynamon,
Nuty bazy: wanilia, paczula, drzewo sandałowe, bób tonka

Moim zdaniem te drugie nuty lepiej oddają charakter All About Eve.
Wróciłam do nich po kilkuletniej przerwie i teraz wiem, że tym razem zostaną ze mną na dłużej.


sobota, 25 października 2014

Perfumy na jesień 2014

Jesień to po wiośnie moja ulubiona pora roku.
W październiku są moje urodziny.
Jesień sprawia, że chce się więcej, mobilizacja jest mocniejsza, bo koniec roku coraz bliżej.
Jesień to także czas melancholii, zadumy. Halloween,  Święto Zmarłych, Zaduszki.
Owoce jesieni, kasztany, grzyby, dynie.
Dużo liści.
Mieniące się feerią kolorów drzewa.
Dziś przedstawię moich ulubieńców tegorocznej jesieni.



Towarzyszyć tej jesieni będą mi:

Black Cashmere, Donna Karan  - od wielu wielu lat....
Dior Poison - klasyk w starej wersji. Śliwka i uderzenie zabójczej Currary.
Dior, Midnight Poison - cudowna, minimalistyczna paczula
Kenzo Amour Le Parfum - kadzidlana słodycz waniliowego ryżu.
YSL Elle Intense - bardzo podobne do Midnight Poison, moc paczuli.







Jesienią szukam zapachów drzewnych, paczulowych i kadzidlanych. To moje typy, po które będę sięgać najczęściej.
Szczególnie z jesiennymi spacerami bardzo dobrze kojarzy mi się Black Cashmere, o którym już niedługo więcej.
A jakie są Wasze ulubione zapachy na jesień?

wtorek, 30 września 2014

Givenchy Oblique Rewind RWD ( 2000)

Pamiętacie serię Givenchy Oblique?
Te koszmarne
etui na wymienne naboje?
a w  środku takie cudeńka...






Miałam je i ja. Jako że wówczas zakupy w Sephorze były dla mnie mega wydarzeniem a perfumerie internetowe dopiero raczkowały, poszłam z zamiarem kupna "czerwonych" a wyszłam z "niebieskimi". Nie pamiętam już dziś, dlaczego kupiłam inne, nie wierzę, że dałam się zmanipulować, prawdopodobnie mojego upatrzonego zapachu nie było więc wzięłam co zostało. I dziś już nie wiem czy było to Play czy FFWD, ale to nie było to.
Dziś wróciłam do zapachu sprzed kilkunastu lat, wpierw mała próbka a potem 20 ml pen najpiękniejszych Oblique wrócił do mnie.
Sam koncept flakonu był nieco zwariowany i nowatorski jak na tamte czasy. Zakładał zakup etui i zestawu wymiennych penów do wyboru według nastroju. Można było kupić flakon z penem w środku plus dwa wymienne wkłady, razem 60 ml eau de toilette. Wizualnie flakon kojarzy mi się z jakimś sprzętem dziwnego przeznaczenia. Symbolika rodem z odtwarzacza video. Nie będę zgłębiać zamysłu co autor miał na myśli, skupię się na zapachu.

Flakon wygląda tak:



A pachnie mniej więcej tak:




Jak wiśniowy, słodki deser.
Wiśnie nie są łatwym składnikiem perfum, przynajmniej dla mojego nosa. Większość wiśniowych zapachów pachnie bardzo chemicznie i kwaśno. W Oblique mamy wiśnię słodką, lekko obtoczoną w miodzie. Nie ma ton cukru, wanilii, nic nie zgrzyta i nie mdli.
Wiśnia jest soczysta i wibrująca.
W nutach głowy są wskazane jeszcze pistacje, ja ich nie wyczuwam, ale mogą one właśnie nadawać wiśni tego charakterystycznej słodkiej nuty. Miodu nie czuję i dobrze, bo za nim nie przepadam.
Ale mogę powiedzieć, w tych perfumach wszystko jest idealnie dobrane,
Niesamowicie pozytywne perfumy, radosne i intensywne.
Bardzo ładnie wyciszają się na skórze, w ostatnich godzinach baza bardziej przypomina już nalewkę wiśniową, ale nadal prym wiedzie wiśnia. To jej najlepsza perfumeryjna odsłona, jaką kiedykolwiek mogłam poczuć.


Wyróżnienie za rzadko spotykaną jak na tę koncentrację  trwałość, nawet do 6 godzin.

Rok powstania : 2000
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pistacje, wiśnie, bergamotka
Nuty serca: miód, jaśmin, drzewo kaszmirowe
Nuty bazy: drzewo sandałowe, ambra, paczula, cedr


niedziela, 28 września 2014

Michael Kors, Sexy Amber ( 2013)

Sexy Amber to część trio zapachowego marki Michael Kors, w skład którego wchodzą jeszcze delikatniejsze Glam Jasmine i Sporty Citrus.

Reklama jest sugestywna - a zapach? Jest sexy. Jest Amber. Ale czasem to za mało...






W zeszłym roku testowałam wszystkie trzy zapachy z tej serii. Spodobała mi się tylko ta jedna kompozycja i pierwsze testy były naprawdę bardzo obiecujące.  Minął niemal rok i w moje chciwe ręce wpadł własny flakonik SA w towarzystwie balsamu do ciała.






Ciekawostką jest prosta konstrukcja zapachu - bez podziału na tradycyjną piramidę zapachową i tylko 3 składniki : ambra, białe kwiaty i drzewo sandałowe. I to wystarczyłoby chyba, gdyby jednak coś w tym zapachu się zadziało.
A tak jak na konstrukcję cepa przystało - prosto i  faktycznie, jest też bardzo płasko i nudno. Nic się nie dzieje... Nuda... nuda.

Otwarcie to wygładzona, chemiczna ambra w towarzystwie dusznych, białych kwiatów. I tak naprawdę po jakimś czasie zaczynam czuć delikatną ale nadal synetetyczną nutę drewienka.
Czy jest sexy? Tak, ten zapach może się podobać. Jest nieskomplikowany i przyjemny. Ambra niemal zawsze ma mocny sensualny wydźwięk. Ale to wszystko a dla mnie to trochę za mało.

Zapach na mojej skórze w ogóle się nie rozwija, tylko stopniowo i w dość dużym tempie traci na mocy. Tyle sobie obiecywałam po tym zapachu... tym większe zaliczyłam rozczarowanie.
Czarę goryczy przepełniła marna trwałość perfum. Zalecam porządne testy przed ewentualnym zakupem.

Plus ode mnie: bardzo eleganckie i nieprzekombinowane opakowanie. 50tka jest idealna do torebki, nie tylko tej od Michaela Korsa.

Rok powstania: 2013
Nos: Harry Fremont ( CK One, Eternity, Modern Muse, Romance)

Nuty zapachowe:
ambra, białe kwiaty i drzewo sandałowe
Dostępny w pojemnościach 30,50 i 100 ml.




niedziela, 21 września 2014

YSL Y ( 1964) vs. La Collection Y (2011)

Dziś post porównawczy klasyka Yves Saint Laurent.
Mam prawdziwą perełkę - Y w wersji splash bez atomizera. Kod wypiaskowany S1043. Nie mam pojęcia, z którego jest roku. Obstawiam lata 90-te.
Wygląd obu flakonów jest zupełnie inny.
Y jest ciosany, toporny i ma autentycznie tandentny  biały korek ze złotymi krawędziami. Wizualnie nie zachęca. Brak atomizera przy takiej mocy zapachu dodatkowo może niepokoić, czyż nie problemem byłoby będąc nieostrożnym wylać zawartość takiego mocarza a nie delikatnych kompocikowych perfum?
Obchodzę się z nim z należytą ostrożnością.
Nowe Y w wersji La Collection wygląda dużo łagodniej. Cała seria jest utrzymana w kolorystyce kremowej, kształty są nadal kanciaste a  perfumy są widoczne tylko przy spodzie flakonu.





Tyle o pierwszym wrażeniu.
A zawartość?
Perfumy dzieli przynajmniej z 20 lat.
I pewnie, choć to przewrotne, mimo wielu reformulacji, które po drodze się przydarzyły, nie dzieli je z pozoru  nic.
Splash Y po odkręceniu korka autentycznie szczypie w oczy. Możecie to sobie wyobrazić? :La Collection nie szczypie bo nie ma jak przez cienką jak igiełka dziurkę w atomizerze.
Aplikacja o godz. 20.00.
Y powala i wibruje, La Collection leży gładko. Po kilkunastu minutach wersja vintage  łagodnieje i ociepla się a nowa wersja niestety zaczyna emanować chemiczną nutą.
Trzy godziny później Y Vintage pozostaje bliskoskórny, nowy Y ciągnie się gładką i syntetyczną smugą.
Które lepsze?
Zdecydowanie oba są straszne!
Ale gdybym miała wybrać, to wolałabym układać się ze starą wersją. Lepsza jakość i klasa. Bardziej do noszenia.
Poza tym autentycznie klasyk z 1964 r. powala składem, nie jestem w stanie wyłuskać pojedynczych nut, ale na dla mnie to irys do entej potęgi. A z irysem nie było mi do tej pory po drodze.

Podsumowując - Y nie jest dla mnie. Ale je doceniam - są bardzo charakterystyczne i są " jakieś". Inaczej bym o nich nie napisała. Chętnie poznam osobę, która lubi i umie je nosić na co dzień.

Na deser reklamy Y z dawnych lat.










Y - rok powstania 1964
Nos: Jean Amic - twórca klasyka Opium
nuty zapachowe:
nuty głowy - aldehydy, wiciokrzew, gardenia, nuty zielone, brzoskwinia, śliwka, galbanum
nuty serca - tuberoza, korzeń irysa, jaśmin, hiacynt, ylang-ylang, róża bułgarska
nuty bazy - drzewo sandałowe, ambra, paczula, benzoin, cywet, mech dębowy, wetywer i styrax.

La Collection Y by YSL - rok powstania 2011
nuty zapachowe:
nuty głowy - bergamotka, przyprawy
nuty serca - różowy pieprz, białe kwiaty i irys
nuty bazy - paczula, mech dębowy

Ubogo w porównaniu z klasykiem, prawda?
Kolejny raz sprawdza się stara reguła i będę ją powtarzać do znudzenia, jeśli szukasz ciekawszego zapachu, rozglądnij się za starą wersją. Niemal zawsze - im starsze, tym lepsze.


sobota, 13 września 2014

Flower by Kenzo, Le Parfum (2003)

Flagowy zapach Kenzo, popularnego maczka zna chyba każdy.
a dziś przypomnę najmocniejszą wersję klasyka - limitowaną wersję Le Parfum.



Ukazała się na rynku w 2003, później znikła z półek i od ok. 2 lat jest ponownie dostępna w ograniczonej dystrybucji w zreformułowanej wersji. Stacjonarnie widuję ją w pojedynczych ilościach tylko w strefie bezcłowej. 

Jeśli ktoś zna maczka Kenzo, to wersja Le Parfum nie będzie żadną niespodzianką. Ja jednak nigdy nie miałam wersji klasycznej, która mimo, że jest całkiem poprawną kompozycją, nigdy nie podobała mi się aż tak, aby dołączyć ją do moich zapachów. 
Le Parfum to maczek w szlachetniejszej i ładniejszej odsłonie. Lepsza jakość, bardziej wyrafinowana kompozycja. Zapach gładki jak dotyk satyny, oczywiście w tym przypadku o kolorze głębokiej czerwieni. 
Zapach podsumowałabym: puder, fiołki i wanilia. 
Słodki? Nie, ale lekko podduszający. 
Róża, fiołek i pudrowo-waniliowa baza. Czuję lekko stłamszone migdały, które nie należą do moich ulubieńców, ale tu, o dziwo, dodają one charakterku - celowo używam zdrobnienia, bo nie mogę powiedzieć, że jest to zapach z prawdziwym charakterem czy pazurem...



Kompozycja nie rozwija się, jest prosta ale w tym przypadku nie jest wadą. Naprawdę miłe perfumy.
Chętnie bym przetestowała je w wersji Absolu czy Elixir, ale to już chyba nie nastąpi. Nikt już takich zapachów nie stworzy?
A propos - widzieliście, jakie perfumy obecnie promuje Kenzo???
Smutne, że zamiast klasycznego maczka - Flower in the Air, nie pachnące niczym a zamiast klasyka Amour / o wersji Le Parfum już nie wspomnę/ kompociki typu  Jeu d'Amour czy Amour I love you. Nawet nie mam ochoty ich testować...


Wracając do  tematu - po wersji Le Parfum spodziewałabym się jeszcze większej intensywności i trwałości. No ale ja w tej kwestii mam naprawdę duże wymagania :-)

Le Parfum był dostępny w trzech koncentracjach:
jako woda perfumowana 50ml
lżejszy Satin Spray 75ml 
Just a drop 15 ml w formie żelu



Rok powstania: 2003
Nuty zapachowe:
migdały, fiołek, róża
ambra,wanilia, białe piżmo


niedziela, 31 sierpnia 2014

Minimalizm kosmetyczny w praktyce ( przypadek umiarkowanej perfumoholiczki)

Umiarkowana perfumoholiczka postanowiła zredukować ilość perfum.
Zajrzała do szufladki z perfumami i postanowiła rozstać się z kilkoma flakonami, których już długo nie używała.
Założeniem była redukcja o ok. 1/5 stanu wyjściowego.
Chyba się uda.
W tym celu przydało się pudełko, ale okazało się za małe, więc sięgnęła po duże pudło.
Do pudła wpierw trafiły flakony, które już od dłuższego czasu troszkę uwierały. W następnej kolejności zapachy, które były doceniane, podziwiane ale nie noszone. Bez sensu, niech ucieszą kogoś innego, kto będzie je nosić i z przyjemnością używać.
Nietknięte pozostały najulubieńsze trudnodostępne perełki, zachomikowane na bliżej nieokreśloną przyszłość, ale jednak uplasowane w kategorii - "noszone nie od święta"
Bohaterka będzie informować o postępach.
Jeśli akcja zakończy się porażką, też o tym uprzejmie doniesie.


Minimalizm kosmetyczny w praktyce?
Fajne ale czy wykonalne?
Spróbujemy.



 źródło: http://colorfully.eu/


Czym jest minimalizm? Jednym zdaniem -  to filozofia, styl życia, która hołduje przekonaniu, że mniej to lepiej.
W każdej dziedzinie życia. Minimalizm jest odpowiedzią na rozbuchany konsumpcjonizm, który ogarnął większość z nas. Może to też odpowiedź na kryzys ekonomiczny?
Zawsze byłam przeciwieństwem minimalistki ale od jakiegoś czasu bardzo mnie zainteresował ten temat.
Czy możliwe jest posiadać jeden krem, jedną szminkę, jeden lakier do paznokci, lub tylko jedne perfumy?
Dla mnie to awykonalne
Z drugiej strony pomyślałam, że warto rozważyć ograniczenie ilości używanych kosmetyków.
Ja jestem na początku tej drogi - na  pewno pierwszym krokiem była decyzja o rozstaniu się z niektórymi zapachami.
Już to wiem i z pełną tego świadomością deklaruję - z większego wyboru perfum nie zrezygnuję, muszę mieć dowolność, jakiś wachlarz możliwości, poza tym zwyczajnie w świecie -  za bardzo je lubię.
Poza tym nie byłabym w stanie wybrać ani jednego ani nawet 5 ulubionych zapachów, więc muszę próbować zamknąć się w innym przedziale liczbowym.
Mam zapachy, które lubię, podziwiam ale rzadko noszę. Doszłam do wniosku, że nie potrzebuję całego flakonu, więc postanowiłam także, że wymienię flakon na miniaturę ( jeśli jest dostępna) lub odlewkę, ale tak, aby mieć ten zapach do powąchania.
Pozostałe kosmetyki to już inna bajka. O ile pielęgnację zużywa się na bieżąco to z kosmetykami kolorowymi jest zdecydowanie trudniej.
Od zawsze mam otwarty tylko jeden tusz do rzęs i to mój jedyny sukces. Gorzej ze szminkami, błyszczykami, cieniami, kredkami do oczu, kremami itp. Ale tu staram się koncentrować  na kilku ulubionych, sprawdzonych produktach.
Zamierzam wprowadzić w życie zasady:
Miej mniej.
Żyj prościej.
Oszczędzaj.
Kupuj świadomie.
I ciesz się tym, co masz.

Nie ukrywam mojej inspiracji blogiem Simplicite - http://simplicite.pl/
Polecam szczerze.
Życzę sobie samej powodzenia, przyda się.
Czy ktoś się do mnie przyłączy?















niedziela, 24 sierpnia 2014

Celebryckie vol. 1 - Covet Sarah Jesicca Parker (2007)

Otwieram dziś nową serię wpisów o zapachach tzw. celebryckich.
Nie wiem ile będzie w tej serii odcinków, póki co mam w głowie tylko 3 zapachy gwiazd, które są godne uwagi, ale mam nadzieję, że będzie ich więcej. 
Generalnie zapachy celebryckie nie cieszą się dużym uznaniem wśród maniaków perfumowych, ale z drugiej strony cieszą się dużą popularnością i sprzedają się całkiem dobrze. 
Znana twarz daje olbrzymią przewagę. Swoje zapachy mają gwiazdki estrady, aktorzy, sportsmeni a także celebryci pokroju Kim Kardashian czy Dity von Teese. 
Generalnie większość perfum celebryckich jest dość wtórna, czasem bardzo mdła, przesłodzona i dość przeciętnej jakości.
Ale i wśród celebryckich zapachów są perełki i chcę je przybliżyć.
Na pierwszy ogień idzie Sarah Jessica Parker i jej Covet z 2007r.
Nie jestem obiektywna, gdyż aktorkę darzę sentymentem z uwagi na jeden z moich ulubionych seriali.
Covet to dziwadełko.
Nie jest słodki.
Nie jest świeży.
Nie jest kobiecy.

Powiedziałabym, że to ziołowy unisex.
Czy to nie zgrzyta patrząc na słodki flakonik?
Owszem, trochę dziwi ten dysonans. Zastanawiam się, czy Covet miał taki być jaki faktycznie jest, czy po prostu coś nie wyszło? 




Nie wiem czy SJP liczyła na duży sukces marketingowy tych perfum ale premiera odbyła się pod hasłem Muszę to mieć w Macy's w Nowym Yorku. Był to jej trzeci zapach, tym razem powstał we współpracy z Frank Voelkl  i z Ann Gottlieb. Miał powtórzyć sukces swoich poprzedników.

Dziś  na stronie oficjalnej linii beaty SJP  nie ma śladu po Covet, perfumy można kupić już w zasadzie tylko na portalach aukcyjnych.
Szkoda ale myślę, że Covet był za mało komercyjny jak na celebryckie perfumy.

Początek Covetu to świeżość i intensywność cytryny i geranium. Pierwsze wrażenie - nie jest to kobiecy zapach! Potem do głosu dochodzi aksamitna lawenda, która tłamsi w głębi czekoladę, której praktycznie nie czuć, ciągnie się tylko cieńką smużką delikatne kakao. Absolutnie nie mogę w Covet wyczuć żadnych kwiatów, dla mnie to zapach tria zioła - cytryna - lawenda. Przy czym nie można tych perfum porównać do świeżaka czy typowego cytrusowego zapachu z uwagi na lawendę.
Bardzo wyważona drzewna baza, która dopiero po dłuższym czasie delikatnie się pojawia ale i tak jest cały czas zdominowana przez trio z pierwszych nut.
Bliskoskórny ale dość trwały.
Podsumowując- dziwny to zapach, troszkę męski w odbiorze.
Nie jest ładny, ale całkiem ciekawy.
Chciałam go  poznać. Jest to zupełnie inna propozycja niż wszystkie inne perfumy gwiazdek. 









Covet dostępny był w pojemnościach 30,50 i 100ml.
Rok powstania: 2007r.
Nos: Frank Voelkl  i z Ann Gottlieb
Nuty zapachowe:
nuty głowy: lawenda, liście pelargonii, gorzka czekolada, sycylijska cytryna
nuty serca: wiciokrzew, magnolia, lilia
nuty bazy: ambra, piżmo, drzewo kaszmirowe, wetiwer, drzewo teakowe






sobota, 16 sierpnia 2014

Bath & Body Works - Twilight Woods

Już od dawna miałam ochotę na porządne testy serii Twilight Woods z Bath & Body Works. Niestety stacjonarnie jest tylko jedno miejsce, gdzie można je przetestować - sklep firmowy B&BW w Złotych Tarasach. Ostatnim razem był czas tylko na szybki test, więc przy kolejnej wizycie postanowiłam to nadrobić. Efekt?




Pełna torba a w niej cztery produkty B&BW.






Bardzo chciałam kupić świecę Twilight Woods, początkowo wahałam się między małą a dużą, ale ostatecznie moja pragmatyczna strona wzięła górę i wzięłam świecę, która pali się od 25 do 45 godzin i dzięki 3 knotom ma wypalać się równo i idealnie do końca. Liczę na to i na pewno będę edytować post, jak już ją wykończę. Świeczki palę zasadniczo jesienią i zimą, więc jeszcze trochę musi poczekać.

Póki co mogę powiedzieć, że to pierwsza od dawna zakupiona przeze mnie świeca, która pięknie pachnie podczas palenia, a nie tylko po zgaszeniu. 
Pięknie pachnie, ma eleganckie i porządnie wykonane, ciężkie szklane opakowanie.


Postanowiłam także kupić produkty do ciała z tej samej serii. Oczywiście mój pierwszy odruch - ręka bezwiednie sięgnęła po wodę toaletową, ale  perfum mam zdecydowanie dużo, więc tym razem nie interesowały mnie perfumy a mgiełka do ciała. 
Do uzupełnienia zakupiłam żel pod prysznic oraz krem do ciała.
Krem do ciała, mimo że w tubce, charakterystycznej dla balsamów, jest bardzo dobrej jakości, jest gęsty, o konsystencji masełka. Na długo otula zapachem, tak samo jak żel pod prysznic.
Pojemności: żel 295 ml, krem 226 g
Składy widoczne na zdjęciach.




O samym zapachu Twilight Woods muszę powiedzieć, że jest urzekający.
Słodki ale nie landrynkowy, zmysłowy ale nie męczący.
Dla mnie to kompozycja kwiatowo-drzewna. Producent pisze o hipnotyzującej mieszance nektaru moreli, płatkach mimozy i toskańskiego cyprysu inspirowanej ciepłem lasu o zmierzchu. 

Nuty zapachowe wody toaletowej Twilight Woods:
soczysta porzeczka, musująca mandarynka, kokos
kremowe frangipani, miękka mimosa, dzika frezja, mokry wiciokrzew, nektar morelowy
oud, piżmo, irys, mleczko waniliowe, ciepłe drzewo

Brzmi apetycznie, czyż nie? I taki właśnie jest ten zapach. Apetyczny. I bardzo się podoba.
Na oficjanej stronie B&BW znalazłam jeszcze taki zestaw:



Wygląda cudownie :-)

Ceny kosmetyków B&BW są moim zdaniem bardzo wygórowane. Dlatego sens jest kupować tylko wtedy, kiedy są promocje.
Ja załapałam się na 2 promocje:
Duża świeca ( 89pln) w cenie średniej (59pln), oraz promocja 3 za 2 - dotycząca mgiełki, balsamu i żelu. Cena mgiełki (69pln), balsamu (49pln) oraz żelu pod prysznic/do kąpieli (49pln). Korzystając z tej promocji żel pod prysznic kosztował symboliczny 1 grosz. 
Łatwo policzyć, że zostawiłam w B&BW ponad 170 pln. Czy było warto? Potrzebuję więcej czasu, żeby sobie wyrobić opinię na temat tych produktów, kosmetyków używam od niedawna, świecę paliłam raptem 2 razy.
Samą kompozycją zapachową  jestem zachwycona, trwałością i intensywnością również. 
Rozważam jeszcze zakupy w przyszłości ale zdecydowanie będę polować na okazje cenowe :-)




niedziela, 27 lipca 2014

Souvenir z podróży - perfumy z Turcji

Hello,
wróciłam z urlopu w Turcji i chciałam się podzielić refleksją na temat tak chętnie kupowanych przez polskich turystów podróbek perfum.
Przede wszystkim podróby w Turcji są wszędzie, zdarzają się bardo dobre gatunkowo original copy a także perfidne, tandetne fałszywki. Stamtąd możesz wrócić z torebką LV, szalem Chanel, tenisówkami Lacoste czy Korsem na nadgarstku.
Zakupy oczywiście zrobiłam, mniej lub bardziej oryginalne czy zbliżone do oryginału ale poraziło mnie kupowanie fałszywek perfum w ilościach liczonych w dziesiątkach.
Wiadomo, jak się handlujemy to ilość kupowanego towaru ma wpływ na ostateczną cenę jednostkową. Im więcej, tym taniej. Najlepszy deal, jakiego byłam świadkiem to 18 euro za 6 sztuk perfum.



I tymi to pachnidełkami zostanie obdarowana rodzina i przyjaciele w Polsce.
Namiastka luksusu? Nie, dziękuję.
Nie kupiłam torebki sygnowanej LV, nie kupię takiej podróby, a już na pewno nie za 40 euro.
Nie przywiozłam perfum z tureckiej rozlewni.
Nie wspierajcie tego.
Jeśli nie stać kogoś na oryginał z Sephory czy Douglasa, jest dużo oryginalnych perfum w przystępniejszych cenach w Rossmannie. Jest Oriflame, Avon, są wspólne zakupy na wizażu, gdzie można zapisać się na 5 czy 10 ml rozlewanego z dużego flakonu oryginalnego zapachu. Można licytować używany, oryginalny flakon w serwisie aukcyjnym.
Możliwości jest dużo :-)