Szukaj na tym blogu

niedziela, 29 listopada 2015

Oriflame Mirage (2010)

Marka Oriflame ma, a raczej należałoby napisać - miała, kilka naprawdę udanych kompozycji zapachowych w swojej ofercie.
Dziś notka o Mirage, które poznałam wiosną tego roku, zainteresowałam się nimi po tym jak gdzieś przeczytałam, że mają być podobne do Tendre Poison. A potem dowiedziałam się, że niestety zostały już wycofane z oferty firmy - brzmi znajomo, czyż nie?




Otóż jeśli spodziewamy się wersji ekonomicznej Tendre Poison - rozczarujemy się.
Jedyny wspólny mianownik to zieleń flakonu i zielone nuty zapachu. To wszystko. 

Niemniej Mirage jest bardzo dobrym zapachem. 
Nietypowym jak  na Oriflame - nie jest to coś, co będzie bestsellerem, który wszystkim się podoba.
Ciekawy flakon w zielonym gradiencie od głębokiej szmaragdowej zieleni po jaśniejszy przygaszony kolor oliwki.

Przede wszystkim w otwarciu zachwyca zieloną, słodkawą świeżością przy intensywnych akordach różanych. Tak jak tropikalny las lub egzotyczny ogród po ciepłym deszczu - przynajmniej tak sobie go wyobrażam.

Nie czuję jednak w Mirage żadnej atmosfery tajemniczości, która byla przedstawiana na materiałach promocyjnych  producenta. Co nie przeszkadza w budowaniu takiego wizerunku zapachu. Jednak skojarzenia z ogrodem są tu bardzo silne.






Mirage jest przyjemnie słodki ale nie w chemicznym wydaniu, teraz tak popularnym. Słodycz kwiatów i soczystość owoców przy małej dozie wanilii daje naprawdę dobrą kompozycję.
Do tego dodajmy takie składniki jak żywica elemi, bursztynowa i drzewo sandałowe.

Czy może się podobać? Na pewno nie każdemu, gdyż w późniejszych nutach perfumy są coraz mniej słodkie a bardziej wytrawne i drzewne. 
Moim osobistym zdaniem są naprawdę godne uwagi i na pewno jak na zapach z tej półki cenowej Mirage są zapachem przyzwoitej jakości,

Trwałość niestety nie jest powalająca - na mojej skórze max. 4godz.

Rok powstania: 2010
Nuty zapachowe: 
Nuty głowy:pomarańcza, mandarynka, żywica elemi
Nuty serca: wetyweria, jaśmin i róża
Nuty bazy: drzewo sandałowe, żywica bursztynowa i wanilia.



poniedziałek, 26 października 2015

Joop! Nuit d'Ete (1990)

Powracam  z kolejną sentymentalną recenzją.
Nie wiem, czy jeszcze ktoś pamięta ten zapach?
Dziś  przedstawiam Joop! Nuit d'Ete czyli letnią noc z 1990r.





Perfumy nie są już w produkcji od dawna, obstawiam, że przynajmniej od kilkunastu lat.
Na szczęście jest jeszcze możliwość zakupienia ich na Ebayu, miniaturki są stosunkowo tanie, natomiast ceny pełnowymiarowych flakonów szybują w górę osiągając już kosmiczny poziom.

Gdybym miała gwarancję, że zapach jest niezmieniony, to może bym powalczyła o nie ale niestety Nuit d'Ete ma już swoje lata. Tak więc zaryzykowałam tylko miniaturę.

Początek Nuit jest zmieniony, ostrzejszy i lekko tłustawy. Niestety, ale z tym się liczyłam, mój flakonik kilkanaście lat temu też zmienił zapach, na szczęście zmiana ta nie poszła w kierunku maggi.

W każdym razie, wybaczcie, że piszę tę notkę mając w ręku starą, używaną miniaturę z lekko nadpsutymi  początkowymi nutami. Nic innego nie mam już do dyspozycji.

Ale wierzcie mi, Joop Nuit d'Ete ma moc i ponadprzeciętną trwałość.
To jest ten zapach, który zaaplikowany delikatnie na nadgarstku uderza po nosie każdą osobę, która wejdzie do pomieszczenia, a przy całej swojej mocy zachowuje nadal zmysłowy charakter.

Uważam, że niezwykle trafna jest nazwa. Nuit d'Ete pachnie erotyzmem, słodyczą, niemal i gorącą temperaturą.
Najpiękniej rozkwita po zmroku i bez wątpienia, najlepiej pachnie na rozgrzanej słońcem skórze.

Letnia noc jest słodka naturalną słodyczą, bez zgrzytających słodkości, jest zmysłowa dusznymi kwiatami, z których jest umiejętnie dobrano najmniej stricte kwiatową a najbardziej odurzającą ich cząstkę.  Ostatnio testuję dużo starszych zapachów i niestety większość z nich, choć piękna i ponadczasowa to nie pachnie sensualnie, raczej są to wyrafinowane zapachy, trzymające na dystans, lub babciowe klimaty, zmuszające do utrzymania jeszcze większego dystansu.

Do osoby noszącej Nuit d'Ete chce się podejść i zanurzyć w tym pachnących obłoczku.
Niemiecka wersja orientu lat 90-tych.
Baza puchata słodka i kaszmirowa.

Chciałabym, aby ten zapach wrócił kiedyś do produkcji... ale czy byłby to hit?
Na deser zdjęcia z kampanii reklamowej, prawda, że jest gorąco?


 


Przetestowałam najnowszą wersję Code  - Armani Code Satin. To zapach w podobnym stylu ale jednak dużo uboższy i słabszy, bardziej chemiczny. Ale niemniej polecam przetestować, gdyż dostępność Nuit d'Ete jest już bardzo ograniczona.

Nuit d'Ete dostępny był jako woda toaletowa w pojemnościach 30i 50ml, miniatury 5ml oraz czyste perfumy o pojemności 7,5ml.
Czyste perfumy oferowane były w takim pięknym kartoniku.



Rok powstania: 1990
Nos: brak danych
Nuty zapachowe:
nuty głowy: estragon, nuty owocowe, bergamotka, brazylijskie drzewo różane, cytryna
nuty serca: miód, kwiaty goździka, korzeń irysa, jaśmin, heliotrop, ylang-ylang, konwalia
nuty bazy: bób tonka, żywica bursztynowa, paczula, piżmo, wanilia, wetiwer i mirra

Bardzo bogaty zapach... a mała miniatura dosłownie przeniosła mnie w czasie.

poniedziałek, 14 września 2015

Bułgaria różami pachnąca ;-)

Dziś post turystyczno - perfumeryjny.
Miałam okazję spędzić tydzień w Bułgarii, w kraju, który może pochwalić się zagłębiem różanym.  Wg różnych statystyk nawet i 80% światowej produkcji olejku różanego ma pochodzić z Bułgarii.
Niestety nie miałam okazji uświadczyć prawdziwego upajającego zapachu róży w Słonecznym Brzegu, ale nie byłabym sobą, gdybym nie odwiedziła każdego napotkanego kramu z bułgarskimi kosmetykami różanymi.
Bo to akurat jest coś, na co w Bułgarii warto zwrócić uwagę.



Skąd się wzięła róża w Bułgarii? Otóż jej damasceńską odmianę sprowadzili do Środkowej Bułgarii Turcy w XIX wieku.Okazało się, że klimat jest idealny do jej uprawy i tak już zostało. Róże rosną w tzw. Dolinie Róż, w kotlinie między Karłowem a Kazanłykiem. Róże nawet mają swoje święto w pierwszym tygodniu czerwca.


Będąc w Bułgarii warto więc bliżej przyjrzeć się  bardzo popularnym kosmetykom i zapachom różanym.
Ale przyznam szczerze, żadne z perfum mi się nie spodobały. W zasadzie większość straganowych pachnideł pachniała tanio i byle jak. Na pierwszy niuch spirytus i długo nic. Potem lekka rozwodniona róża a za chwilę nie pozostawało już nic na skórze. Flakoniki tandetne jak z chińskiej rozlewni, stylizowane po części na flakony markowe typu Hypnose.
Jedyny znośny zapach różany to Rose of Bulgaria firmy Bio-Fresh, ale na zakup się nie zdecydowałam, gdyż zwyczajnie typowo różane zapachy mnie nie kręcą.
Kusił mnie za to tradycyjny olejek różany. Zamknięty w drewnianym opakowaniu. Pojemność 0.5ml za ok. 50 zł. Ciekawsze były dla mnie były kosmetyki pielęgnacyjne, których jest naprawdę duży wybór. Patrząc jednak na składy, opakowania i testując je na skórze zaryzykowałam jedynie zakup podobno naturalnej wody różanej. W składzie ma: Rosa Damascena Flower Water, Geraniol, Citronellol.
Poniżej zdjęcia produktów i asortymentu sklepów z kosmetykami różanymi, które spotkać można co kawałek w bardziej uczęszczanych uliczkach czy na promenadzie.
Warto się tym kosmetykom bliżej przyjrzeć, ale zalecam ostrożność. Perfumy maksymalnie różane nie każdemu się podobają a przesadnie perfumowane kosmetyki pielęgnacyjne nie każdemu mogą służyć, a nawet mogą wywołać alergie. Część  kosmetyków, które miałam okazję powąchać i przetestować na skórze, pachniała nieciekawie, była lepka i zdecydowanie kiepskiej jakości. Niektórych kremów bałabym się nałożyć na twarz.






Na zdjęciu powyżej widoczny tradycyjny olejek w drewnianym flakoniku.
A poniżej moje zakupy:
 



Myślę, że poświęcając chwilę na pewno uda się wyszperać coś godnego uwagi i z przyzwoitym składem. Dla osób szukających pomysłów na upominki jest bardzo dużo najróżniejszych zestawów miniatur, ozdobnych mydełek i kompletów pielęgnacji, wszystko w cenach bardzo przystępnych.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Ulubione letnie zapachy 2015

Lato w tym roku mamy wyjątkowe. Można by rzec, że panują warunki prawdziwie tropikalne niezwyczajne dla naszej szerokości geograficznej.
Upał lubię ale tylko w wybranych okolicznościach przyrody, więc kiedy termometr wskazywał 35-36C w cieniu naprawdę miałam ochotę na chwilę ochłody.
W tym celu wytypowałam moje ulubione zapachy na letnie, upalne dni.



Mój chłodzący faworyt czyli nielubiane, oklepane i banalne Light Blue, Dolce & Gabbana.
Nic nie poradzę, ale one naprawdę dodają ochłody i świetnie się sprawdzają w upały.
Bardzo lubię też kwiatowo słodką mgiełkę Bath & Body Works Twilight Woods. Niestety jej trwałość jest skandaliczna, czuję ją na sobie raptem kilkanaście minut.
Recenzja Light Blue: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2014/06/dolce-gabbana-light-blue-2001.html

Chłodny i kosmiczny Alien jest u mnie już obecny tylko w limitowanej letniej wersji Saphire Soleil, która latem nosi się znakomicie. Klasyka już nie mam ale innym Alienem, który mógłby być dobrą opcją na lato jest wersja z zeszłego roku Alien Eau Extraordinaire, w przyjemnej herbacianej odsłonie. Saphire Soleil ma nadal charakter Aliena ale moc i składniki odpowiadające cieplejszym klimatom. Notka o Alienie w tej wersji: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2013/05/thierry-mugler-alien-sunessence-saphir.html

Inny mój typ na lato, również cytrusowo-owocowy to Eau d'Energie Biotherm. Mgiełka zapachowa, którą często używam na siłownie, idealnie odświeża i pobudza a przy tym jest rześkim, letnim zapachem.

Nie może zabraknąć również mojego długoletniego ulubieńca, pięknie pachnącego nie tylko letnią porą czyli Jil Sander Sun. Cudownie pachnące, słodko ciasteczkowe perfumy, pachnące jak rozgrzana słońcem skóra. Notka o Sun tu: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2013/04/jil-sander-sun.html

Jesli mam ochotę na coś bardziej klasycznego sięgam po zimny, kwiatowy zapach Pleasures Estee Lauder. Jest to zapach z kategorii tych krzyczących - na dwa metry, nie bliżej :-) uważam, że trochę ostatnio jest zapomniany, a szkoda, bo latem nosi się go wybornie. Prawdziwa bomba kwiatowa okraszona różowym pieprzem.

Latem lubię oprócz perfum i mgiełek zapachowych sięgnąć po pachnące balsamy do ciała lub olejek Chanel Coco Mademoiselle. O olejku pisałam tu: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2013/01/chanel-coco-mademoiselle-velvet-body-oil.html

Olejki zapachowe to wbrew pozorom świetne rozwiązanie na upały. użyte oszczędnie, gwarantują niesamowitą trwałość.
Pamiętam doskonale jak pachnie w krajach arabskich, gdzie olejki są bardzo popularne i myślę, że używa się częściej niż klasycznych perfum.
Jednak w naszym klimacie, jest mi obojętne, kto czego używa, byle nie zapomniał o antyperspirancie i prysznicu, a z tym niestety bywa różnie, co czuć szczególnie w upalne dni.
Tymczasem, byle do... jesieni.
Jesienią będziemy pachnieć pięknie!



wtorek, 4 sierpnia 2015

Pachnące kosmetyki vol. 4 Soap and Glory, Salco Au Naturel i Farmona

Po raz kolejny wracam z listą odkrytych przeze mnie pachnących kosmetyków.

Bo zapach to nie tylko perfumy, ale mając ich więcej niż przeciętnie jest to przewidziane, naprawdę niezmiennie cieszy mnie, jeśli odnajduję coś pięknie pachnącego w kosmetyku, który perfumami nie jest :-)
Szczególnie kiedy za oknem jest gorąco, ubranie przykleja się do ciała i każdy marzy o chwili ochłody. Wtedy doceniam szczególnie pachnące kosmetyki do ciała.

Mój absolutny ulubieniec ostatnich tygodni to kupiony podczas ostatniej wizyty w Wielkiej Brytanii kultowy już kosmetyk do ciała Soap & Glory The Righteous Butter. Gęste i bogate masło do ciała. 



Używam tylko wieczorem ale niesamowicie nawilża, zmiękcza i wygładza skórę.
Jednak zapach to największy atut tego kosmetyku - owocowo-kwiatowy, lekki, nienachalny i nie-chemiczny, co niestety jest rzadkością w kosmetykach z tej półki cenowej. Czytałam opinie, że przypomina Miss Dior Cherie i faktycznie, coś w tym jest. Bardzo trwały na skórze. Kosmetyk wydajny i godny polecenia nawet dla bardzo suchej skóry.
Szkoda, że w Polsce niedostępny stacjonarnie, można je jedynie kupić w perfumeriach internetowych lub na Allegro.
Cena ok.10 GBP za 300ml. 

Dla miłośniczek zapachów rożanych mam również coś ciekawego.
Polska firma Salco Au Naturel bazująca głównie na soli bocheńskiej ma w swojej ofercie balsam do ciała o zapachu róży. I to pięknie oddanej róży. Bardzo mi się podoba, choć róża w kosmetykach bywa kapryśna i w większości przypadków dusząca. 




Nie znam się na składach ale firma reklamuje się jako oferująca kosmetyki o naturalnych składach, więc i walory odżywcze tego balsamu są bardzo dobre. Konsystencja już rzadsza niż w przypadku Soap and Glory ale róża niesamowicie długo utrzymuje się na skórze.
Seria różana
http://salcoaunaturel.pl/products/index/3/seria-rose 
Cena ok. 30-40 zł za 250 ml.

I ostatni kosmetyk. Również polskiej firmy. Tym razem truskawka w olejku do kąpieli.
Farmona Aromaterapia Magic Spa. Olejek I love you. Limitowana edycja, którą zakupiłam w okolicy Walentynek, więc można domniemać, że to edycja walentynkowa.



Słodkie, dojrzałe, rozpływające się w ustach truskawki z polskiego pola. Tak pachnie ten olejek.
Pieni się fantastycznie, lekko zabarwia wodę. Zdecydowanie taka kąpiel poprawia humor po ciężkim dniu. Po kąpieli z dodatkiem olejku nie trzeba już używać balsamu. Niestety zapach nie utrzymuje się długo na skórze, a i w łazience szybko się ulatnia.
Duża szklana butla 500ml, aż cud, że jej jeszcze nie zbiłam, cena ok. 15 zł
http://farmona.pl/produkty/pielegnacja-ciala/aromaterapia-magic-spa/olejek-do-kapieli-i-love-you/

I tak jak owocokwiatki w perfumach mnie mniej interesują, tak w kosmetykach pielęgnacyjnych cieszą mnie. Mam nadzieję, że z czasem będę mogła napisać o kosmetyku z piękną nutą maliny, bo tego szukam od dawna.

niedziela, 28 czerwca 2015

Celebryckie vol. 2 Rihanna Rogue (2013)

Pisałam już kiedyś o perfumach tzw. celebrytek i bardzo dziwnym zapachu od Sarah Jessica Parker.
Dziś o Rihannie, której nie lubię a doceniam za wkład w muzykę pop.
I o perfumach, które bardzo polubiłam a do których podchodziłam z dużą rezerwą.




Po pierwsze, rzadko wącham celebryckie perfumy. I tych bym pewnie też się nie pokusiła przetestować, gdyby nie to, że przeczytałam o podobieństwie do pięknej kompozycji Bottega Venetta.

I okazał się  być to strzał w dziesiątkę!
Nie powiem, że to BV dla ubogich, bo jednak zapachy się różnią, ale przyznam, że podobieństwo jest i w moim przypadku porównując oba, zdecydowanie wolę Rogue.


Przede wszystkim -bardzo ładny, prosty flakon.
Bez przestylizowanej formy.
Ciężkie, kanciaste szkło i porządny korek bez celebryckich fikuśnych ozdobników.
Nazwa - Rogue to szelma, łajdak. Podejrzewam, że może być to nawiązanie do wizerunku Rihanny jako bad girl.  I faktycznie - to nie jest zapach dla grzecznych dziewczynek. Te pachną słodko i kwiatowo. A Rogue to nie jest zapach dla nastolatek. Nie wyobrażam sobie też, że może się tak podobać jak słodkie Reb'l, które idealnie wpasuje się w stylówkę tych młodszych fanek wokalistki.

Początek nieco kojarzy mi się z  Coco Mademoiselle, co nie jest do końca trafne, bo to jednak inna bajka. Bajka z happy endem, bo później jest już coraz bardziej pudrowo, klasycznie i dość ciężko jak na celebryckie klimaty. I niespodzianka, po chwili pojawia się piękna zamszowa skóra, która dodaje całości eleganckiego sznytu, którego po zapachy Rihanny nikt by się nie spodziewał.

Na mojej skórze najpiękniej wybija zamszowa nuta. I to mnie cieszy.  Doceniam fakt, że na mnie Rogue jest trwalszy niż Bottega Venetta.
Jedyny aspekt zdecydowanie przemawiający za Bottegą - ta pachnie naprawdę luksusowo, czuć, że to zapach niepospolity, z wysokiej półki.
W Rogue nie czuję TEJ klasy.
Mimo to - niespodzianka. Bardzo udany zapach celebrycki.

Ceny - od 90 zł za 30 ml do 105 za 125ml.
Rogue dostępny jest jako woda perfumowana w pojemnościach:
15, 30,75 i 125 ml.
Nuty głowy: kwiat cytryny  cyklamen;
nuty serca: jaśmin, róża,  śliwka i zamsz;
nuty bazy:  piżmo, nuty drzewne, żywica bursztynowa, paczula i wanilia.

niedziela, 24 maja 2015

Ulubione marki vol. 1 - subiektywny przegląd perfum Jil Sander

Rozpoczynam cykl o moich ulubionych markach perfum.
Subiektywny przegląd i ranking zapachów , na które warto zwrócić uwagę.
Na pierwszy ogień idzie Jil Sander - niemiecka marka projektantki mody. Minimalizm, prostota i kobiecość. Bliska mi firma, gdyż miałam okazję poznać ją jako drugą na mojej drodze ku pasji perfumowej. Pierwsza marka też jest niemiecka ale o niej innym razem.

Początki modowej kariery i budowanie marki Jil Sander przypadają na początek lat 70-tych. Pierwszy zapach Jil Sander - Woman I ( Woman Pure) pochodzi z 1979r.



Moje top 5 perfum sygnowanych Jil Sander:

1. Jil Sander No. 4 - klasa, moc i styl podobny do Coco. Niesamowita trwałość. Moja szersza opinia tu:http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2013/01/jil-sander-no-4.html

2. Sun - zupełnie inny zapach. Lato, słońce i rozgrzana skóra. Post o Sun: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2013/04/jil-sander-sun.html

3. Jil klasyk z 1997r.  Pudrowy i zmysłowy zapach. Moja recenzja tu: http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2012/11/jil-sander-jil-1997.html

4.  Eve - podobne do Coco Mademoiselle. http://perfumowyzawrotglowy.blogspot.com/2014/11/eve-jil-sander-2011.html

5. Stylessence - mój najnowszy nabytek w formie miniatury. Drzewno - kwiatowy zapach.

Tak wygląda mój mini kolekcja zapachów Jil Sander na dzień dzisiejszy.


                 
        Sensations kiedyś wiele lat temu miałam i nosiłam z lubością. Wróciłam do niej po latach w wersji edt  i niestety trochę mnie rozczarowała.
Odradzam:
- całą serię Style z pastelowymi perfumami - jedyny udany zapach to czarny najintensywniejszy Stylessence.
- oprócz klasycznych Sun całą linię rozrzedzonych limitowanek Sun Day, Sun Sorbet i inne
- nową Jil a szczególnie wersję Jil Sensual
- zapachy z serii Sport - dla mnie nijakie i zbyt delikatne. 

Bardzo chciałabym gdzieś znaleźć Pure Intense, które byłyby  idealne teraz na cieplejsze dni  i oczywiście najchętniej przygarnęłabym starocie  Jil Sander Women I i późniejsze II i III.

Perfumy Jil Sander obecne są w Polsce w ograniczonej dystrybucji, już tylko kilka zapachów jest do kupienia w Douglasie. Polecam perfumerie internetowe i zakupy w Niemczech, gdzie perfumy tej marki są często w promocji i w zestawach upominkowych.
Perfumy Jil Sander generalnie mają dość przystępne ceny, ciekawe i za kilkoma wyjątkami łatwe w odbiorze zapachy a niestety nie są popularne.
Moje absolutne perełki to  No. 4 i Sun.





czwartek, 30 kwietnia 2015

Sicily, Dolce & Gabbana (2003)

Bardzo długo szukałam tego zapachu. Znałam go z pobieżnych testów x lat temu i pamiętam, że moją reakcję można by opisać tylko jednym krótkim słowem, nawet nie słowem a wykrzyknikiem. Ale o tym potem.

Zanim jeszcze dorwałam się do testów Sicily wrażenie na mnie zrobiła reklama z piękną i posągową Monicą Bellucci.  Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem. Jak może pachnieć Sycylia i dlaczego takie ma mieć wizualne skojarzenie? Zaciekawiło mnie to wówczas, porównując z innymi środkami wizualnymi używanymi w celu zdobycia klientów, nie była to typowa reklama perfum.
Sicily - Monica Belluci - typowa Włoszka?




Minęło chyba niemal 10 lat a ja wreszcie znalazłam Sicily, niestety dziś już trudno o ten zapach, więc musiałam zadowolić się miniaturą.
I oto co mamy - dziwadło trochę w stylu innego zapachu D&G czyli Feminine, o którym już pisałam.
Taki dziwny i brzydki zapach, że aż może się wydać fascynujący.

Nie wiem jak pachnie na Sycylii ale  można domniemać, że zapachem Sicily Domenico Dolce chciał oddać zapach wyspy, na której się urodził. Jednak jakoś trudno mi uwierzyć, że na Sycylii unosi się w powietrzu zapach mydlin i  miękkich bananów, które już niewiele dzieli od dojrzałości do zepsucia?






Mogłabym im zarzucić, że są mdłe, sztuczne i przyprawiające o ból głowy, że nie noszą się miło i  ogóle trudno, aby się komuś podobały.
A jednak, coś w nich jest. Moc i oryginalność.
A teraz kolejne zdziwienie, jest w Sicily coś gorącego i zapamiętale zmysłowego. Jakiś tajemny składnik na pograniczu piękna i brzydoty. Jak Włoszka opętana szałem miłości, która jest piękna ale jej smutną twarz wykrzywia grymas. Nie jestem w stanie tego opisać. Ale muszę dać im rozwinąć się w upalny, duszny dzień. Albo mnie pokonają i oddam je komuś, kto je doceni albo je pokocham.

W całym czasie trwania Sicily na skórze czujemy w różnym natężeniu  tę specyficzną mydlano-proszkową nutę. I myślę, że to największy zarzut w stosunku do tych perfum.
Całkiem noszalne robią się po kilkudziesięciu minutach i wtedy jest już tylko lepiej.
Bardzo żałuję, że posiadam tylko małą miniaturę bez sprayu, gdyż mój nos inaczej wyczuwa zapachy w zależności od tego w jaki sposób je aplikuję.
Dziś zabieram Sicily do łóżka.

A moja pierwsza reakcja na testy Sicily dawno dawno temu  to było po prostu fuj!


Nie muszę pisać, że już wycofane, prawda?
Dostępne jako EDP w pojemnościach 25,50 i 100ml.
Prosta, ascetyczna buteleczka bez udziwnień.
Rok powstania: 2003
Nos: Nathalie Lorson ( również D&G Feminine, Wish Chopard, kilka zapachów Jil Sander oraz moje najukochańsze białe Zen Shiseido)

Nuty głowy: bergamotka, banany, kwiat pomarańczy, wiciokrzew

Nuty serca: róża, hiacynt, hibiskus, jaśmin, gałka muszkatołowa

Nuty bazy:  heliotrop, piżmo, drzewo sandałowe



niedziela, 19 kwietnia 2015

Burberry Brit Red (2004)


Klasyczne zapachy Burberry niezmiennie kojarzą się mi z ponadczasowym, angielskim trenczem tejże firmy. Są na wskroś brytyjskie, miłe do noszenia, utrzymane w cieplejszych klimatach i niezobowiązujące. Do tego dość przeciętne.
Ale wśród starszych zapachów tej marki znalazłam ciekawostkę.
Klasyczne Brit to flakonik ubrany w kratkę Burberry, jeden z najbardziej rozpoznawalnych wzorów materiału. Niemal wszyscy znają.
A czego możemy się spodziewać, jeśli flakon będzie w kolorze czerwonym a wzór nadal klasyczny?



Limitowana edycja Burberry Brit Red ukazała się w 2004r.
Skąd kolor czerwony? W Brit Red pojawił się rzadko spotykany składnik rodem z ogródka a jego imię jest ... rabarbar! Co za dziwna nazwa, swoją drogą. Ra-bar-bar.




I jak trudno może być sobie wyobrazić zapach rabarbaru w czymkolwiek innym oprócz ciasta drożdżowego, to jednak tu wszystko zadziałało! Jest to motywem przewodnim Brit Red od otwarcia po ostatnie akordy zapachu gdzieś już kilka cm od skóry.
Brit Red jest słodko-kwaśnym zapachem, a raczej odwróciłabym kolejność kwaśno-słodkim. I mimo, że nie lubię kwaśnych perfum, kiedy np. coś co powinno pachnieć drewnem ewoluuje w stronę kwaśnych, mokrych badyli, to w Brit Red wszystko mi się zgadza. Taki był zamysł, tak miało być.

Jest jednak cieplej niż można by się spodziewać po kwaskowatym rabarbarze, zamieszano jeszcze imbir i wanilię i drzewo sandałowe, które chcąc czy nie walczą o bardziej orientalny wydźwięk całej kompozycji. Jednak dla mnie Brit Red to mimo wszystko orzeźwiający zapach z nutą owocowej lekkości.  Zdecydowanie jest bardziej interesujący niż bezpieczny klasyk. Wibrujący rabarbar i do tego imbir podszyty wanilią.
Przyznam jednak, że motyw kratki Burberry dodaje całości uroku, jest to dla mnie synonim brytyjskiej klasy i charakteru. Mimo, że nie podążam ślepo za markami to nie pogardziłabym czymś od Burberry, ale jako że ich galanteria jest bardzo droga, to najszybciej stanę się posiadaczką perfum :-)

Póki co sponsorem dzisiejszej recenzji była odlewka perfum ze wspólnych zakupów. I jak to często bywa, pisząc ten post, sama sobie narobiłam ochoty na więcej.

Polecam przetestować mimo, że już dziś jest coraz trudniej dostępny, to nadal można je dostać w miarę rozsądnych cenach.



Rok powstania: 2004
Nos: Nathalie Gracia-Cetto

Dostępny jako woda perfumowana w pojemnościach 30,50 i 100ml.

Nuty zapachowe:
nuty serca: jaśmin, rabarbar, mandarynka
nuty głowy: czerwona róża, imbir i paczula
nuty bazy: benzoen, drzewo sandałowe i wanilia






niedziela, 29 marca 2015

Flowerbomb Rose Explosion ( 2013)

Flowerbomb  Victor & Rolf to nieustępujący bestseller ostatnich lat.
Tym razem nie o klasycznej Bombce a o jej złotej arabskiej siostrze, no może lepiej dalszej  kuzynce.






Złota Bombka Rose Explosion została przeznaczona jako limitowana wersja na rynek Bliskiego Wschodu. W Europie była słabo dostępna, widziałam ją tylko raz na duty free we Frankfurcie lub Monachium. Do naszych stacjonarnych perfumerii nie zawitała, dostępna tylko w niektórych perfumeriach internetowych.

Flowerbomb to obiektywnie oceniając, udana kompozycja, która cieszy się dużą popularnością. Doczekał się już kilku wersji limitowanych oraz koncentracji eau de parfum, eau de toilette i eau de parfum extreme.
Na szczęście Rose Explosion nie jest podobny do klasyka. Nie twierdzę, że Flowerbomb ma kiepską ale w porównaniu z nim złoty Flowerbomb ma cos więcej do zaoferowania niż ulepkowa słodycz.





Pierwszy psik na nadgarstek to eksplozja arabskiej róży. W tle dołącza oud, przyprawy i paczula,  która z czasem staje się coraz bardziej wyraźna w tym duecie różano - oudowym.

Piękny lekki różany oud. Przejrzysty, lekki a jednocześnie intensywny. Zazwyczaj oudowe klimaty wiążą się z cięższym kalibrem zapachu, który mocno i blisko trzyma się skóry. Tu Rose Explosion unosi się i daje naprawdę doskonałą projekcję. Oud dla większości osób jest trudnym składnikiem, wszystkim tym zniechęconym polecam bliższą znajomość ze złotą Bombką.
Mówię to ja, która oud podziwia, ale nie na sobie.
I mogę potwierdzić, na Bliskim Wschodzie pachnie wybornie.
Byłam w wielu krajach, w różnych okolicznościach przyrody, ale nie czułam przykrych woni, tak często towarzyszących nam Europejczykom w upalne dni.
A najpiękniej pachniało w Dubaju, właśnie z tym miastem kojarzę złotą Bombkę.
Ubrałabym w Rose Explosion młodą Arabkę w zwiewnej sukience pod czarną burką. I tylko po zgrabnej stopie na szpilce można się spodziewać czegoś więcej... Rąbka tajemnicy, że Arabki to kobiety, które też chcą się podobać, chcą być kobiece i pachnieć olśniewająco.

Piękny zapach, elegancki ale nie zobowiązujący. Bardzo trwały. Arabski.

Mogłaby to byc piekna nisza w mainstreamie...
Cena wysoka - ok. 400 pln za 100ml

Rok powstania: 2013

Nuty zapachowe:
 nuty serca:
mandarynka, bergamotka, różowy pieprz, szafran
nuty głowy:
róża turecka, róża marokańska, jaśmin, oliwki
nuty bazy:
paczula, ambra, oud,  wanilia




sobota, 14 marca 2015

Yves Saint Laurent - Opium Fleur Imperiale (2006)

Przepraszam za długą przerwę, ale luty - marzec - kwiecień to zawsze dla mnie bardzo zajęte i intensywne miesiące... Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie.



Kilka lat temu YSL stworzył serię limitowanych edycji Opium, pojawiających się rok po roku, inspirowanych zapachem Chin.
O wersji Poesie de Chine z 2007 roku pisałam tutaj.
Dziś muszę się pochwalić, udało mi się kupić unikatową wersję Opium Fleur Imperiale.



Jako, że Poesie de Chine cieszy już nową właścicielkę, będę mogła je porównać ze starszą siostrą jedynie  z pamięci :-)
Oba zapachy są podobne, czyli umówmy się, w dużym uproszczeniu są to lżejsze wersje klasyka Opium. Zaznaczmy, że chodzi tu o dobrego klasyka sprzed reformulacji.
Mocnego i intensywnego.
Pełnego orientu.

Flakonik utrzymany w kształcie YSL Opium z orientalnym motywem kwitnących gałązek. Efektowny ale lżejszy i jaśniejszy, więc zapowiada także czego należy się spodziewać.


Fleur Imperiale to dalej Opium w swojej pełnej krasie.
Otwarcie jak w klasyku, czyli przyprawy i przyduszony orient, waniliowo - mirrowy miks.
Ale zapach emanuje większym spokojem i delikatnością. Nie jest to szelest chińskiego jedwabiu, raczej dotyk chińskiej porcelany. Jest kwiatowo-przyprawowy. Łagodniejszy i milszy w odbiorze, nawet porównując znowu z Poesie de Chine.
Słodszy i bardziej kwiatowy.
Nie jest to zapach o takiej temperaturze i mocy przypraw, która może rozgrzać. Fleur Imperiale jest raczej jak trzymana w ręku letnia herbatka. Paczula nie jest wyraźna, mirra nie kręci w nosie a charakter Opium jest złagodzony przez białe kwiaty.
Perfumy ewoluują i wyciszają się stopniowo. Mają bardzo przyzwoitą trwałość i przyznam, że nie przeszkadza mi ich późniejsza bliskoskórność i delikatność. 
Jestem bardzo na tak.

Dla porównania nuty zapachowe Fleur Imperiale i Poesie de Chine wg Fragrantica.com

Fleur Imperiale:

Top Notes
Mandarin Orange Neroli Bergamot
Middle Notes
Carnation Jasmine Apricot Blossom
Base Notes
Amber Patchouli Vanilla Osmanthus Woodsy Notes Myrrh

Poesie de Chine:


Top Notes
Tangerine Ginger Mandarin Orange Citruses
Middle Notes
Jasmine Magnolia
Base Notes



Patchouli Musk Vanilla Myrhh


Rok powstania: 2006
Nuty zapachowe:
nuty głowy:
nuty serca:
nuty bazy

Dostępne jako Eau d' Orient 100 ml.  
Trwałość bardzo dobra do 6 godzin.
Edycja limitowana z 2006 r.