Szukaj na tym blogu

piątek, 14 grudnia 2012

Ulubieńcy grudnia

Grudzień pachnie słodko... gdy zimno na zewnątrz lubię się dosłodzić, a że typowe słodziaki, od których aż bolą zęby, to raczej zapachy nie dla mnie, zatem mówiąc słodko mam na myśli bardziej coś w stylu słodkawo-waniliowo-przyprawowo...


Przedstawiam moich ulubieńców:

Addict Dior

Belle de Minuit Nina Ricci
Hypnose Lancome
Jungle Elephant Kenzo
M by Marcel Oriflame
Theorema Fendi


czyli w skrócie pierniki, cynamon, wanilia, goździki.
Niewyobrażalny miks panuje na moich szalikach zimą.
Zimą ma mi być ciepło, przy okazji słodko.
Najbardziej dogrzewającym  zapachem jaki znam jest Słoń Kenzo, uwielbiam nie tylko zimą.
Zimą tęsknię za Theoremą i Belle de Minuit.

niedziela, 9 grudnia 2012

Nina Ricci, Belle de Minuit

Belle de Minuit - piękność o północy.
Ukoronowaniem serii Les Belles Niny Ricci jest granatowa piękność z różową  koroną czyli Belle de Minuit.
Limitowany zapach z 2000 roku akurat w sam raz na Millennium...




Pierwsze moje zetknięcie z BdM to testy w Sephorze dwanaście lat temu! Zapach wąchałam latem i wtedy o dziwo czułam eksplozję czarnej porzeczki i pomarańczy, nie czułam słynnych pierniczków nic a nic!
Kiedyś w końcu uświadomiłam sobie, że jeśli chcę je mieć, muszę szybko je gdzieś upolować bo za chwilę znikną zupełnie.
Teraz używam BdM w zasadzie tylko zimową porą, oszczędzam jak mogę a z racji grudnia chciałam coś o nich więcej napisać.

Moim zdaniem najpiękniejsza perełka Niny Ricci, zapach który należałoby wskrzesić. Bardzo żałuję, że jest już wycofany. 

Początek ostry, wybuchowa owocowa eksplozja, ale szybciutko pojawia się goździk i ... no właśnie nie wiem co odpowiada tutaj za pierniczkową nutę. Oprócz goździka i mirry nic nie pasuje, nie ma imbiru, kardamonu, cynamonu a jest słodko-korzennie, świątecznie, idealnie.
BdM stwarza cudowną atmosferę, to taki typowo bożonarodzeniowy zapach, jest choinka, pierniczki, ciasteczka, bombki, kadzidło, mirra i migające lampki.
Ale w perfumach nie ma przesytu, jest perfekcyjnie, ciepło i puchato.






Spotyka się często negatywne skojarzenia z flakonem, że  niby ma to być "kupa w koronie"
Blee... ja takich skojarzeń nie mam absolutnie.
Buteleczka mi się podoba, szkoda tylko, że błyszcząca granatowa folia miejscami już schodzi.


Trwałość - niezła, edt utrzymuje się 4-6 godzin
Dostępne pojemności 30ml, 50 ml, powinnam napisać niedostępne pojemności bo niestety BdM nie kupi się już nigdzie, zostały tylko pojedyncze perełki na allegro itp

Rok powstania: 2000
Nos: Cecile Matton
Nuta głowy: bergamotka, grapefruit, gorzka pomarancza, czarna porzeczka.
Nuta serca: goździki, kwiat pomarańczy, konwalia, heliotrop, jaśmin.
Nuta podstawowa: mokka, drzewo sandałowe, mirta, bób tonka.

środa, 28 listopada 2012

Hypnose edp - Hypnotizing Elixir

Hypnose - zapach kontrowersyjny, na forach perfumowych nielubiany.
Banalny, duszący, mdły?
Może i tak :) 
Ja przekornie mam do niego słabość.

Rodzina Hypnose świadczy o względnym sukcesie marketingowym, mamy do wyboru:
Hypnose eau de parfum
Hypnose eau de toilette
Hypnose Senses eau de parfum
Hypnose Hypnotizing Elixir ( edycja limitowana)
Hypnose Eau Legere  ( edycja limitowana)

Mam wersję klasyczną edp oraz miałam Elixir.
Wpierw o Elixirze, nie dajcie się zwieść pozorom. Piękna ciemno granatowa butelka zapowiada mocniejszą, bardziej esencjonalną zawartość, tak też myślałam, ale marketingowcy znowu zrobili psikusa. Elixir w nazwie pozwala mieć większe oczekiwania, ale zapach jest:
delikatniejszy, mniej słodki, mniej trwalszy od edp. Tylko ten flakonik... cudny.




Wersja klasyczna edp - skromne 30 ml starcza mi na rok, zatem wydajność jest przyzwoita.
Choć nie lubię sztywnych podziałów na zapachy na pory roku, to uznaję Hypnose za zapach jesienno zimowy, użycie go latem zalecam jedynie wielbicielom mocnych doznań zapachowych. Moje edp latem przyprawiło mnie o ból głowy i nudności.
Kompozycja, no cóż, słodka, puchata, waniliowo-bananowa kaszka/budyń/breja co komu na myśl przyjdzie. Ale w jakiś sposób lubię tę słodkość, cukierkowatość i infantylność Hypnose.





Choć nie noszę go często, to spotyka się z komplementami.
I nie jest to zapach typu: "poczekaj, znam ten zapach, to pachnie jak ..."
Trwałość - doskonała, kilka godzin przy dobrej intensywności.
Mimo wszystko  Hypnose mnie nie zahipnotyzowało, gdyż nie jest zapach nie jest wybitny ale go doceniam.


Rok powstania: 2005
Nos: Annick Menardo i Thierry Wasser
Nuty zapachowe:
nuta głowy: passiflora
nuta serca: jaśmin, gardenia
nuta bazy: wetiwer, wanilia


czwartek, 22 listopada 2012

Jil Sander, Jil ( 1997)

Dziś podróż sentymentalna...
Pamiętacie?


Miałam kiedyś i ja taki flakon, piękną, dużą seteczkę, koleżance nie pasowała, ja z chęcią odkupiłam. 
JIL była wtedy jednym z dwóch czy trzech flakonów które miałam na półce, więc tym większy mam do niej sentyment.
Zapach prosty w odbiorze, bez żadnego efektu "wow, ale ilość składników i nut jednak imponująca. 
Dla mnie to przede wszystkim zapach pudrowo-słodko-drzewny - w równych proporcjach, ciekawie wyważony i żadna z nut nie wybija się na pierwszy plan.
To  taki niezobowiązujący zapach, nie dla kogoś, kto chce krzyczeć zapachem i być komplementowanym.
Bardziej widzę w nim wielbicielkę minimalizmu, która woli jakość niż ilość, mniej a lepiej.




Podróż w czasie, lat dziesięć, nie, chyba więcej niż dziesięć wstecz, widzę ten prosty flakon w matowym szkle...czuję JIL, chcę poczuć ją jeszcze raz.
Moje dawne wrażenia, to pudrowa lekka, słodka puchata kompozycja, teraz odbieram perfumy inaczej, wyraźniejsze są nuty ziołowo/drzewne.

Dziś została mi tylko oprócz wspomnień skromna miniaturka, pewnie już lekko nagryziona zębem czasu i sam zapach na pewno nie jest taki sam jak kiedyś. Lekka słodycz czekolady i owoców już nie jest do wyczucia. 


Wielka moja radość, i krótka zarazem,  miała miejsce kilka lat temu, jak dowiedziałam się, że Jil Sander wskrzesza JIL.
Nie jest to ten sam zapach, nie jest nawet podobny :(
Może kiedyś o nim napiszę.


Rok powstania: 1997 ( ale staroć)

Nos: Gilles Romey
Nuty zapachowe:
nuta głowy: lawenda, fiołek, malina, mięta, bergamotka
nuta serca: drzewo sandałowe, balsam fir, ciemna czekolada, wetiwer, cedr, kakao
nuta bazy: bób tonka, ambra, wanilia, tabaka


sobota, 17 listopada 2012

Pachnący dom - spraye do pomieszczeń

Pachniemy my, a w mieszkaniu rzecz jasna też powinno pachnieć.

Czy próbowaliście kiedyś zrobić użytek z nietrafionego prezentu perfumowego i użyć go jako odświeżacza do mieszkania? Ja raz popełniłam ten błąd, nigdy więcej.

Obecnie mam dwie opcje na pachnące mieszkanie, oprócz typowych drogeryjnych odświeżaczy, psikaczy czy dyfuzorów. Opcja nr 1 - woski Yankee Candle ( o których napiszę innym razem), opcja nr 2 - spraye do pomieszczeń.

Najpiękniejsze moje wspomnienie lawenda w sprayu Coty The Healing Garden, cudownie mi się przy tym zasypiało.
Obecnie mam trzech faworytów:
Oriflame Home Collection: Breakfast in Paris - piękny, słodki, śmietankowy, czekoladowo-waniliowy. Producent obiecuje nuty świeżego anyżku, słodkiego karmelu i ciepłego kakao.
Idealny do pościeli, trwałość taka sobie niestety. Wolę go na wieczór.
Dla mnie zapach śniadania w Paryżu jest podobny do Neonatury Cocon, oczywiście delikatniejszy, ale i tak bym nie odważyła się go nosić na sobie. Ale dom nim pachnie.

Inny zapach z tej samej serii Home Collection, mniej już mój, ale nadal ciekawy to Teatime in India. Zielony, ale lekko orientalny. Wg producenta ma oddać zapach na indyjskiej plantacji herbaty, nuty zapachowe:  drzewo sandałowe, jaśmin i słodkie migdały. Podoba mi się, jest świeższy, lubię go użyć wcześniejszą porą.

Mój faworyt nr 3 to spray angielskiej firmy Pecksniff's  - Sandalwood  & Vanilla. Piękny, mocny, trwały, nie to co Oriflame. Drzewny, orientalny, lekko kadzidlany, nuta wanilii lekko gdzieś brzmi ale jest stłumiona przez moc drzewa sandałowego. Nie na co dzień, ale cudownie pachnie.




Szukam nadal lawendy idealnej i idealnego kadzidła.
Marzę o room sprayach Diptyque - ale czy są warte swojej ceny?


niedziela, 4 listopada 2012

Kingdom, Alexander McQueen

Kingdom to bez dwóch zdań najbardziej kontrowersyjny zapach  w mojej kolekcji.

Zaczęło się niewinnie, od próbki i testu nadgarstkowego na miłym spotkaniu  ( podziękowania dla G.) i później kolejne testy, które mnie na tyle uwiodły, że jestem posiadaczką własnego dużego serducha na 100 ml.

Kingdom ma moc. Opisywanie tego zapachu to jak streszczanie najwykwintniejszego dania bez możliwości zaciągnięcia się nosem czy zatopienia w nim zębów. Ale warto podjąć tę próbę, choć pewnie w pojedynku z takim mocarzem, słowa i jakakolwiek próba recenzji polegnie. 


Pierwsze perfumy Alexandra McQueena, stworzone nie tylko na potrzeby hitu marketingowego ale przede wszystkim aby oddać jego wizję kobiety. Zmysłowej, prowokacyjnej i lekko pogmatwanej. 
Niestety Kingdom chyba nie spełnił oczekiwań rynku i został wycofany.
Dlaczego?
Opakowanie w kształcie serca zapowiada miły i zmysłow zapach.
Serce jest duże, ciężkie, ale krwistoczerwono-srebrny flakon kryje zapach-zagadkę.
Kampania reklamowa zapowiada coś kontrowersyjnego:






Dla mnie to nie jest zapach tylko dla pań, na mężczyźnie pachnie równie ciekawie i w tym przypadku nie ma sensu próbować go zaszufladkować. Powiedzmy tak: dla każdego, kto się odważy.

Na miejscu nr jeden jest kumin, i długo długo nic, począwszy od ostrego otwarcia, które daje po nosie aż do brzmienia kilka godzin później, na delikatnej bazie róży i jaśminu.
I to sprawia, że zapach ten nie jest łatwy w odbiorze, mi czasami kojarzy się z męskim potem, a kto chciałby tak pachnieć?
Subiektywnie, Kingdom pachnie seksem, wyuzdaniem, potem, pewną nieświeżością, nie powiem, że brudem, a jednak mimo tego, albo właśnie dlatego pachnie pięknie. 
Zdecydowanie na wyjątkowe okazje, dla mnie typowo erotyczny zapach.
Trwałość - 5-6 godzin, raczej blisko skóry.
Ale ten nieszczęsny kumin sprawia, że jest to zapach trudny w odbiorze i nie każdemu pasuje.

Rok powstania: 2003

Nos: Jacques Cavallier
Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamotka, mandarynka, pomrańcza, neroli
nuta serca: róża, indyjski jaśmin, kminek, imbir
nuta bazy: wanilia, mirra


Dostępność: coraz trudniej o Kingdom, ale od czego jest allegro.
Chce się go więcej i więcej. 
Wersja edt jest równie ciekawa, delikatniejsza mniej "dirty" ale nadal jest to Kingdom, idealna dla tych, dla których edp jest zbyt dosłowne

Zdecydowanie polecam!












środa, 3 października 2012

YSL Nu edt

Wpadła w  moje ręce NU w lżejszej odsłonie wody toaletowej, 
na razie mała pojemność na porządne testy.





I tak jak nie lubię z zasady eau de toilette i zawsze sięgam po mocniejszą wodę perfumowaną, oczywiście o ile taka jest, to tym razem muszę powiedzieć, że NU edt to zapach, który mi się spodobał. 
Są dni, kiedy edp będzie za mocna dla mnie, wtedy z przyjemnością a nie z musu sięgnę po edt.
Owszem, lżejsza odsłona traci na swojej mocy i trwałości, ale w otwarciu jest podobna do edp.
Ok, jak widać nie uniknę porównań do ładniejszej siostry, choć takie porównania są z zasady złe a oba zapachy są na tyle udane, że powinny być rozpatrywane osobno.





Edt jest zapachem na smutniejsze dni, ma w sobie nutkę melancholii, kadzidełko tli się w głębi a przyprawy są łagodniej podane. I w tej opcji nie brakuje mi tej słodyczy z syropu, która dominuje w edp, w sumie niczego mi nie brakuje - kompozycja idealna.
Na pewno nie wywoła żadnej zdecydowanej reakcji otoczenia, jest bezpieczny i noszalny na co dzień, przynajmniej na mnie.

Oczywiście piękny-niedostępny już :(

Pamiętam kiedyś były na półkach w Rossmanie. Teraz zostało tylko polowanie na aukcjach.

Nuty: bergamotka, neroli, kardamon; biała orchidea, nuty korzenne, irys, jaśmin; kadzidło, piżmo, ambra, wanilia;

Rok powstania: 2003
Nos: Jacques Cavallier




poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Joop! Le Bain

Ok, przyznaję - mam słabość do zapachów z logo chabra.



Joop Le Bain to zapach, który znam od dawna, testowałam, zachwycałam się i zapominałam. Nie było nam po drodze, inne perfumy kradły moje serce a Le Bain cierpliwie czekał na swoją kolej.
Moja mama ma balsam i żel z serii Le Bain w miniaturkach ale sama jakoś perfum nie chciała mieć. Rozumiem, wszak seria kąpielowa zapachu o nazwie "Kąpiel" w zupełności powinna wystarczyć.
Jakość kosmetyków pielęgnacyjnych jest rewelacyjna.
Natomiast teraz napiszę o samych perfumach - szczerze, nie jest to zapach wybitny, taki o którym się marzy, który zbiera wysokie noty, na pewno to nie ta kategoria w moim odczuciu. Ale warto go poznać.
Moim zdaniem perfumy Joop! są często niedoceniane i uważane za niemodne, starobabskie, ciężkie itp.,
Kto sięgnął kiedyś po klasyczne Joop!Femme nie powinien się zniechęcać i wypróbować Le Bain.

Le Bain to zapach pudrowo-kremowo-kąpielowy.  Zapach czystej skóry, kremu, oliwki, mydła ale bez chemicznej nuty. Tak jakby wlać waniliowo-orientalny olejek do wieczornej kąpieli, olejek  pod wpływem temperatury unosi się pachnącym obłoczkiem a na skórze trwa do rana.
Typowego zapachu mydlano-pudrowego bym nie zniosła ale tutaj mamy ciepłą puchatą wanilię, piżmo, ambrę, drzewo sandałowe. 
Zapach trzyma się blisko skóry ale trwa i trwa do 4-5 godz, czyli przyzwoicie.
Otwarcie może trochę ostre na początku, ale potem jest już tylko ciepło, miło i zmysłowo. 

Nie nosiłabym Le Bain na wyjątkowe okazje, ale takich przecież nie mamy w życiu zbyt wiele. Lubię go wieczorem, noszę go do pracy, gdyż nie jest bardzo inwazyjny, jednak są dni kiedy działa niestety migrenogennie. 
Nie wiem, który składnik za to odpowiada ale wyśledzę go :)

Gdzie kupić? W Niemczech bywa w dobrych cenach w sieciówkach Douglas, Karstadt, Galeria Kaufhof czy Pieper. Warto w cenie 40 ml kupić zestaw z podróżnymi miniaturami żelu pod prysznic i balsamu. W PL nie widziałam go stacjonarnie, mój flakon pochodzi z ciekawej oferty Rossmann Online z darmową dostawą do wybranej drogerii.

nuty głowy: aldehydy, kwiat pomarańczy,bergamotka, cytryna
nuty serca: drzewo sandałowe, jaśmin, konwalia, cedr, róża
nuty bazy: bób tonka, ambra, paczula,  piżmo, wanilia
Rok powstania: 1989


sobota, 17 marca 2012

Issey Miyake - Le Feu Light

Le Feu Light znam od lat, aktualnie mam drugi flakon.
Pierwsza moja reakcja - to jest to! Nie mogłam oderwać się od nadgarstka... ale później wydał mi się jakoś niekoniecznie do noszenia na co dzień
zanim w końcu zdecydowałam, że muszę go mieć, testowałam sobie od czasu do czasu, gdy znikł ze stacjonarnych perfumerii wiedziałam, że oto ostatnia szansa.




W moim osobistym odbiorze ziołowo herbaciany, z różano - mleczną nutą, tak jakby ktoś zrobił pyszną aromatyczną herbatę i zalał ją mlekiem. Delikatnie wytrawny, nie ma w sobie nachalnej słodyczy ale trzyma się skóry.
Dla mnie to zapach - lek na całe zło, podobnie jak Shiseido Zen, oba łączy oprócz japońskich korzeni, także działanie terapeutyczne. 
Dla mnie zapach uspokajacz. 
Sam flakon jest bajeczny, opalizująca świetlista kula, zalecam ostrożność, jeden flakon zepsułam, bez kulistej obudowy, czerwona kanciasta forma właściwego flakonu nie wygląda fajnie.
Trwałość przyzwoita jak na edt.
Przyznaję, nie pamiętam klasycznego Le Feu. Musi być wybitnie piękny, skoro jego wersja Light jest urzekająca.
Najpiękniej na mnie rozwija się w ciepłe dni. 
Chcę go więcej,  niestety, od kilku lat nie jest już produkowany.

Nuty: esencja róży, bergamotka, gardenia, mleczna ambra, drzewo gwajakowe, wanilia, piżmo
Rok powstania: 2000
Nos: Jacques Cavallier



wtorek, 31 stycznia 2012

YSL, Nu edp

Zapach legenda, napisano o nim już tyle.. ale fakt - jest godny uwagi! I jest jakiś.
Początek nie zapowiadał miłości - ok, wąchałam go kiedyś na szybko, dobre kilka lat temu, kiedy jeszcze był dostępny w Sephorze. Powąchałam, pomyślałam, że ciekawy, zwróciłam się ku innym, wówczas bardziej "moim" zapachom i nie wróciłam do niego...
Aż nagle niedawno poczułam, że muszę go mieć. Kupiłam, prawie w ciemno setkę i nie żałuję.





Nu jest gęste, esencjonalne, jak syrop :-)
Lekko ziołowe, drzewno - kadzidlane i niebanalnie słodkawe. 
Początek typowo kojarzy mi się z lekiem na alkoholu, potem jest ziołowo i coraz bardziej słodko...
Pasuje mi do czerni, głębokich brązów i grafitu. Mogę go nosić na co dzień, bo Nu w wersji edp jest przyzwoicie intensywnym zapachem, ale na pewno nie killerem... 
Otoczenie reaguje raczej powściągliwie, raz spotkałam się z negatywną opinią. 
Może jest zbyt wyrazisty? Jednak z drugiej strony nie jest to typowe kadzidło, ani typowe drzewno/ziołowe klimaty? 
Wiem jedno... pierwszą flaszką się podzieliłam, coś mi jeszcze z niej zostało a już myślę o kolejnej ;-)

Niedostępny już niestety w wersji oryginalnej, natomiast w wersji La Collection in nowym jasnym ubraniu powrócił w 2011r. 
Nie miałam okazji go jeszcze przetestować, mam zamiar to nadrobić, jak tylko gdzieś poza PL go zobaczę, bo do nas niestety raczej nie dotrze...
Już sam flakon i jego kremowy kolor pozwala przypuszczać, że zawartość będzie w kierunku Nu Light ( tak w ogóle to mi się kojarzy jednoznacznie ze Style / Stylessence Jil Sander).

edycja 22.04 -otóż poznałam nowe Nu. I cóż, rozczarowało mnie.
Konsultant YSL powiedział, że to ten sam zapach.
NIE, to nie jest ten sam zapach,może później napiszę coś o nim.


niedziela, 22 stycznia 2012

La Prairie Midnight Rain

Midnight Rain nie należy do zapachów popularnych... 
marka La Prairie większości z nas kojarzy się z luksusowymi kosmetykami pielęgnacyjnymi, perfumy nie są jakoś szczególnie eksponowane.
Jako, że jestem sroką, zainteresował mnie brokatowy flakon, tak przyznaję się do tego.

Ale zawartość oczarowała mnie od razu...otwarcie to typowa bomba owocowo kwiatowa, słodka ale nie do przesady, uderza do głowy ale jednocześnie to nie jest zapach jakich wiele.
Dla mnie jest bardzo soczysty, ociekający sokami i intensywny,  w recenzji w kwc napisałam, że pachnie jak pyszny owocowy drink w wysokiej szklance, u góry obtoczonej w kryształowym cukrze i tak, nadal tak czuję.


Na co dzień zapach może wydawać się męczący, może drażnić przez swoją wybuchową słodycz na początku, potem jednak łagodnieje, robi się lekko kwaskowaty i kwiatowy. Pozostaje nadal lekko duszny, kręci w nozdrzach. Nie lubię kategoryzacji na letnie/zimowe zapachy, ale myślę, że Midnight Rain najpiękniej pachnie latem lub wiosną.
Jest zauważany i komplementowany, to rzadkość w moim przypadku ;-)))

Co mi po pięknych porzeczkach, malinkach, truskawkach itp jak zaraz się ulatniają? Tu jest inaczej.
Polecam tym, którzy szukają czegoś owocowego ale niebanalnego i intensywnego.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: owoc guawa, mandarynka, owoc granatu, frezja
nuta serca: biała lilia, orchidea waniliowa, kwiat śliwy, amber flower
nuta bazy: paczuli, wetiwer, piżmo, nuty drzewne

Ps. Dostępność kiepska w PL, pojemności tylko 30 i 50 ml. Cena regularna zabójcza, ale jesienią w S. widziałam zestaw z balsamem w dobrej cenie, ok. 250 ml. Bywają też mgiełki zapachowe, to dobra alternatywa na wypróbowanie

sobota, 21 stycznia 2012

Mój pierwszy post to  będzie moja perfumowa wizytówka: 

prywatna kolekcja - stan aktualny na tę chwilę :)
Nie oczekuję och i ach, wszak kolekcja jest skromna, a osobiście nie lubię przesytu i nadmiaru w żadnym aspekcie.

fot. 1 - ZEN - Shiseido, Black Cashmere Donna Karan  oraz YSL NU edp, wszystkie piękne i już niedostępne.

fot. 2 Moje niemieckie klimaty ;) czyli 2 marki, które już kilkanaście lat temu zdominowały mój gust zapachowy - Joop! i Jil Sander. Joop!: Femme, Berlin, a od Jil Sander: Sun, No. 4 i Eve, te ostatnie na razie w formie małego żelu pod prysznic, w PL chyba cały czas jeszcze niedostępne. oczywiście przy tej okazji widać, że uwielbiam także mleczka, żele, wszystko co pachnące z danej linii.

fot.3 Theoremy - rodzinka edp w wersji mini, atomizer z edp i flakony Leggero i Esprit d'ete, oraz jabłkowo-przyprawowe Les Belles i Belle de Minuit, moja gwiazda, najpiękniejszy piernik jaki znam.

fot.4 Gucci Rush, Hypnose, Lulu Castagnette LuluRose oraz CKIN2U Heat

fot.5 Kenzo Jungle Elephant, La Prairie Midnight Rain, Kingdom A. McQueen i Issey Miyake - Le Feu Light






Jak widać, większość bliskich mi zapachów nie jest już dostępna, co jest bardzo przykre...zostało mi  tylko polowanie na okazje.

W sumie brakuje tu kilku zapachów, które planuję, oczywiście za jakiś czas pokażę co nowego się pojawiło... a pojawi się na pewno!