Szukaj na tym blogu

sobota, 17 marca 2012

Issey Miyake - Le Feu Light

Le Feu Light znam od lat, aktualnie mam drugi flakon.
Pierwsza moja reakcja - to jest to! Nie mogłam oderwać się od nadgarstka... ale później wydał mi się jakoś niekoniecznie do noszenia na co dzień
zanim w końcu zdecydowałam, że muszę go mieć, testowałam sobie od czasu do czasu, gdy znikł ze stacjonarnych perfumerii wiedziałam, że oto ostatnia szansa.




W moim osobistym odbiorze ziołowo herbaciany, z różano - mleczną nutą, tak jakby ktoś zrobił pyszną aromatyczną herbatę i zalał ją mlekiem. Delikatnie wytrawny, nie ma w sobie nachalnej słodyczy ale trzyma się skóry.
Dla mnie to zapach - lek na całe zło, podobnie jak Shiseido Zen, oba łączy oprócz japońskich korzeni, także działanie terapeutyczne. 
Dla mnie zapach uspokajacz. 
Sam flakon jest bajeczny, opalizująca świetlista kula, zalecam ostrożność, jeden flakon zepsułam, bez kulistej obudowy, czerwona kanciasta forma właściwego flakonu nie wygląda fajnie.
Trwałość przyzwoita jak na edt.
Przyznaję, nie pamiętam klasycznego Le Feu. Musi być wybitnie piękny, skoro jego wersja Light jest urzekająca.
Najpiękniej na mnie rozwija się w ciepłe dni. 
Chcę go więcej,  niestety, od kilku lat nie jest już produkowany.

Nuty: esencja róży, bergamotka, gardenia, mleczna ambra, drzewo gwajakowe, wanilia, piżmo
Rok powstania: 2000
Nos: Jacques Cavallier



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw komentarz, zapraszam :)