Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 kwietnia 2015

Sicily, Dolce & Gabbana (2003)

Bardzo długo szukałam tego zapachu. Znałam go z pobieżnych testów x lat temu i pamiętam, że moją reakcję można by opisać tylko jednym krótkim słowem, nawet nie słowem a wykrzyknikiem. Ale o tym potem.

Zanim jeszcze dorwałam się do testów Sicily wrażenie na mnie zrobiła reklama z piękną i posągową Monicą Bellucci.  Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem. Jak może pachnieć Sycylia i dlaczego takie ma mieć wizualne skojarzenie? Zaciekawiło mnie to wówczas, porównując z innymi środkami wizualnymi używanymi w celu zdobycia klientów, nie była to typowa reklama perfum.
Sicily - Monica Belluci - typowa Włoszka?




Minęło chyba niemal 10 lat a ja wreszcie znalazłam Sicily, niestety dziś już trudno o ten zapach, więc musiałam zadowolić się miniaturą.
I oto co mamy - dziwadło trochę w stylu innego zapachu D&G czyli Feminine, o którym już pisałam.
Taki dziwny i brzydki zapach, że aż może się wydać fascynujący.

Nie wiem jak pachnie na Sycylii ale  można domniemać, że zapachem Sicily Domenico Dolce chciał oddać zapach wyspy, na której się urodził. Jednak jakoś trudno mi uwierzyć, że na Sycylii unosi się w powietrzu zapach mydlin i  miękkich bananów, które już niewiele dzieli od dojrzałości do zepsucia?






Mogłabym im zarzucić, że są mdłe, sztuczne i przyprawiające o ból głowy, że nie noszą się miło i  ogóle trudno, aby się komuś podobały.
A jednak, coś w nich jest. Moc i oryginalność.
A teraz kolejne zdziwienie, jest w Sicily coś gorącego i zapamiętale zmysłowego. Jakiś tajemny składnik na pograniczu piękna i brzydoty. Jak Włoszka opętana szałem miłości, która jest piękna ale jej smutną twarz wykrzywia grymas. Nie jestem w stanie tego opisać. Ale muszę dać im rozwinąć się w upalny, duszny dzień. Albo mnie pokonają i oddam je komuś, kto je doceni albo je pokocham.

W całym czasie trwania Sicily na skórze czujemy w różnym natężeniu  tę specyficzną mydlano-proszkową nutę. I myślę, że to największy zarzut w stosunku do tych perfum.
Całkiem noszalne robią się po kilkudziesięciu minutach i wtedy jest już tylko lepiej.
Bardzo żałuję, że posiadam tylko małą miniaturę bez sprayu, gdyż mój nos inaczej wyczuwa zapachy w zależności od tego w jaki sposób je aplikuję.
Dziś zabieram Sicily do łóżka.

A moja pierwsza reakcja na testy Sicily dawno dawno temu  to było po prostu fuj!


Nie muszę pisać, że już wycofane, prawda?
Dostępne jako EDP w pojemnościach 25,50 i 100ml.
Prosta, ascetyczna buteleczka bez udziwnień.
Rok powstania: 2003
Nos: Nathalie Lorson ( również D&G Feminine, Wish Chopard, kilka zapachów Jil Sander oraz moje najukochańsze białe Zen Shiseido)

Nuty głowy: bergamotka, banany, kwiat pomarańczy, wiciokrzew

Nuty serca: róża, hiacynt, hibiskus, jaśmin, gałka muszkatołowa

Nuty bazy:  heliotrop, piżmo, drzewo sandałowe



niedziela, 19 kwietnia 2015

Burberry Brit Red (2004)


Klasyczne zapachy Burberry niezmiennie kojarzą się mi z ponadczasowym, angielskim trenczem tejże firmy. Są na wskroś brytyjskie, miłe do noszenia, utrzymane w cieplejszych klimatach i niezobowiązujące. Do tego dość przeciętne.
Ale wśród starszych zapachów tej marki znalazłam ciekawostkę.
Klasyczne Brit to flakonik ubrany w kratkę Burberry, jeden z najbardziej rozpoznawalnych wzorów materiału. Niemal wszyscy znają.
A czego możemy się spodziewać, jeśli flakon będzie w kolorze czerwonym a wzór nadal klasyczny?



Limitowana edycja Burberry Brit Red ukazała się w 2004r.
Skąd kolor czerwony? W Brit Red pojawił się rzadko spotykany składnik rodem z ogródka a jego imię jest ... rabarbar! Co za dziwna nazwa, swoją drogą. Ra-bar-bar.




I jak trudno może być sobie wyobrazić zapach rabarbaru w czymkolwiek innym oprócz ciasta drożdżowego, to jednak tu wszystko zadziałało! Jest to motywem przewodnim Brit Red od otwarcia po ostatnie akordy zapachu gdzieś już kilka cm od skóry.
Brit Red jest słodko-kwaśnym zapachem, a raczej odwróciłabym kolejność kwaśno-słodkim. I mimo, że nie lubię kwaśnych perfum, kiedy np. coś co powinno pachnieć drewnem ewoluuje w stronę kwaśnych, mokrych badyli, to w Brit Red wszystko mi się zgadza. Taki był zamysł, tak miało być.

Jest jednak cieplej niż można by się spodziewać po kwaskowatym rabarbarze, zamieszano jeszcze imbir i wanilię i drzewo sandałowe, które chcąc czy nie walczą o bardziej orientalny wydźwięk całej kompozycji. Jednak dla mnie Brit Red to mimo wszystko orzeźwiający zapach z nutą owocowej lekkości.  Zdecydowanie jest bardziej interesujący niż bezpieczny klasyk. Wibrujący rabarbar i do tego imbir podszyty wanilią.
Przyznam jednak, że motyw kratki Burberry dodaje całości uroku, jest to dla mnie synonim brytyjskiej klasy i charakteru. Mimo, że nie podążam ślepo za markami to nie pogardziłabym czymś od Burberry, ale jako że ich galanteria jest bardzo droga, to najszybciej stanę się posiadaczką perfum :-)

Póki co sponsorem dzisiejszej recenzji była odlewka perfum ze wspólnych zakupów. I jak to często bywa, pisząc ten post, sama sobie narobiłam ochoty na więcej.

Polecam przetestować mimo, że już dziś jest coraz trudniej dostępny, to nadal można je dostać w miarę rozsądnych cenach.



Rok powstania: 2004
Nos: Nathalie Gracia-Cetto

Dostępny jako woda perfumowana w pojemnościach 30,50 i 100ml.

Nuty zapachowe:
nuty serca: jaśmin, rabarbar, mandarynka
nuty głowy: czerwona róża, imbir i paczula
nuty bazy: benzoen, drzewo sandałowe i wanilia