Pachniemy my, a w mieszkaniu rzecz jasna też powinno pachnieć.
Czy próbowaliście kiedyś zrobić użytek z nietrafionego prezentu perfumowego i użyć go jako odświeżacza do mieszkania? Ja raz popełniłam ten błąd, nigdy więcej.
Obecnie mam dwie opcje na pachnące mieszkanie, oprócz typowych drogeryjnych odświeżaczy, psikaczy czy dyfuzorów. Opcja nr 1 - woski Yankee Candle ( o których napiszę innym razem), opcja nr 2 - spraye do pomieszczeń.
Najpiękniejsze moje wspomnienie lawenda w sprayu Coty The Healing Garden, cudownie mi się przy tym zasypiało.
Obecnie mam trzech faworytów:
Oriflame Home Collection: Breakfast in Paris - piękny, słodki, śmietankowy, czekoladowo-waniliowy. Producent obiecuje nuty świeżego anyżku, słodkiego karmelu i ciepłego kakao.
Idealny do pościeli, trwałość taka sobie niestety. Wolę go na wieczór.
Dla mnie zapach śniadania w Paryżu jest podobny do Neonatury Cocon, oczywiście delikatniejszy, ale i tak bym nie odważyła się go nosić na sobie. Ale dom nim pachnie.
Inny zapach z tej samej serii Home Collection, mniej już mój, ale nadal ciekawy to Teatime in India. Zielony, ale lekko orientalny. Wg producenta ma oddać zapach na indyjskiej plantacji herbaty, nuty zapachowe: drzewo sandałowe, jaśmin i słodkie migdały. Podoba mi się, jest świeższy, lubię go użyć wcześniejszą porą.
Mój faworyt nr 3 to spray angielskiej firmy Pecksniff's - Sandalwood & Vanilla. Piękny, mocny, trwały, nie to co Oriflame. Drzewny, orientalny, lekko kadzidlany, nuta wanilii lekko gdzieś brzmi ale jest stłumiona przez moc drzewa sandałowego. Nie na co dzień, ale cudownie pachnie.
Szukam nadal lawendy idealnej i idealnego kadzidła.
Marzę o room sprayach Diptyque - ale czy są warte swojej ceny?
Czy próbowaliście kiedyś zrobić użytek z nietrafionego prezentu perfumowego i użyć go jako odświeżacza do mieszkania? Ja raz popełniłam ten błąd, nigdy więcej.
Obecnie mam dwie opcje na pachnące mieszkanie, oprócz typowych drogeryjnych odświeżaczy, psikaczy czy dyfuzorów. Opcja nr 1 - woski Yankee Candle ( o których napiszę innym razem), opcja nr 2 - spraye do pomieszczeń.
Najpiękniejsze moje wspomnienie lawenda w sprayu Coty The Healing Garden, cudownie mi się przy tym zasypiało.
Obecnie mam trzech faworytów:
Oriflame Home Collection: Breakfast in Paris - piękny, słodki, śmietankowy, czekoladowo-waniliowy. Producent obiecuje nuty świeżego anyżku, słodkiego karmelu i ciepłego kakao.
Idealny do pościeli, trwałość taka sobie niestety. Wolę go na wieczór.
Dla mnie zapach śniadania w Paryżu jest podobny do Neonatury Cocon, oczywiście delikatniejszy, ale i tak bym nie odważyła się go nosić na sobie. Ale dom nim pachnie.
Inny zapach z tej samej serii Home Collection, mniej już mój, ale nadal ciekawy to Teatime in India. Zielony, ale lekko orientalny. Wg producenta ma oddać zapach na indyjskiej plantacji herbaty, nuty zapachowe: drzewo sandałowe, jaśmin i słodkie migdały. Podoba mi się, jest świeższy, lubię go użyć wcześniejszą porą.
Mój faworyt nr 3 to spray angielskiej firmy Pecksniff's - Sandalwood & Vanilla. Piękny, mocny, trwały, nie to co Oriflame. Drzewny, orientalny, lekko kadzidlany, nuta wanilii lekko gdzieś brzmi ale jest stłumiona przez moc drzewa sandałowego. Nie na co dzień, ale cudownie pachnie.
Szukam nadal lawendy idealnej i idealnego kadzidła.
Marzę o room sprayach Diptyque - ale czy są warte swojej ceny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz, zapraszam :)