Szukaj na tym blogu

niedziela, 15 lutego 2015

Rochas Byzance (1987)

Znacie takie uczucie, kiedy już podczas pakowania pachnącej przesyłki do nowej właścicielki, wiecie już, że to była zbyt pochopna decyzja? Tak,  ja znam to dobrze :-) Nie mam w charakterze płakać nad rozlanym mlekiem, zdarzało mi się kupować, puszczać w świat i znowu kupować te same flakony, ale..
Ale do tej pory nigdy żadnych perfum tak nie żałowałam jak perełki Rochas, którą pożegnałam cztery lata temu.
Byzance można jeszcze upolować, ale moja wersja eau de parfum była już wtedy trudniejsza do zdobycia.
Jak już przy okazji innej notki wspominałam  - szczególnie lubię perfumy w granatowych i fioletowych flakonikach, więc i w przypadku Byzance moja kolorystyczno - olfaktoryczna droga skojarzeń mnie nie zawiodła.
Wersja eau de parfum ma na froncie flakonika złote wypełnienie, przypominające starożytną monetę, podczas gdy eau de toilette ma granatowy flakonik bez wypełnienia, tylko ze złotymi napisami.  Edp dodatkowo ma różową wstążkę na szyi przypieczętowaną złotym znakiem. Wygląda bogato i pachnie też bardziej luksusowo niż edt.




Znam obie wersje i tradycyjnie i w tym przypadku muszę stwierdzić przewagę wersji edp nad edt. Pozostała mi niewielka próbeczka, płyn już jest jasnobrązowy ale pachnie bez zarzutu - przynajmiej taką mam nadzieję.
Otwarcie Byzance uderza w nos wonią starodawnej apteki, to aldehydy tak wwiercają się w nozdrza. Owszem, początek powala mocą ale najpiękniejszy jest Byzance po ok godzinie. Wyłania się jego prawdziwe orientalne, bogate, aromatyczne  i tajemnicze oblicze. Lekko męskie, bez słodyczy  i duszących kwiatów. Byzance jest suche i dramatyczne, to smutny i nostalgiczny zapach.
Dla mnie jak tęsknota za daleką, egzotyczną podróżą, po której zostały nam tylko wspomnienia. Ja bym chciała pachnieć Byzance w Damaszku, jeśli kiedykolwiek uda mi się ponownie tam wybrać. Nie mogę oglądać wiadomości, gdzie pokazują, co stało się z tym miastem, z tym narodem. W Damaszku  tak pięknie pachniało :-)

Przyrównałabym Byzance nutami i intensywnością rażenia do starszych Obsession, którym jednak brak tej orientalnej finenzji a w mają w nadmiarze mocy, a w późniejszych nutach  klimatycznie zdecydowanie bardziej do Samsary Guerlain.
Eau de Parfum na mojej skórze snuje się dymnym i ciepłym woalem i tak  trwa godzinami. Jeśli tylko jest możliwość zachęcam do przetestowania właśnie tej wersji, gdyż edt była w moim odczuciu biedniejszą i skromniejszą siostrą.
Nie powiedziałabym, że to ciężki zapach - jest idealny jak na orientalny sznyt.
Byzance ma być spotkaniem Wschodu z Zachodem. Tym razem bliżej nam do Wschodu, Bliskiego Wschodu. I tak ma być!





Na deser reklamy Byzance z końcówki lat 80-tych.
Doceniam ich ówczesną stylistykę i klasycznie piękne modelki.









Rok powstania: 1987
Nosy: Nicolas Mamounas i Alberto Morillas.

Nuty zapachowe wg Fragrantica - ależ imponujące bogactwo!

Nuty głowy: aldehydy, przyprawy, goździk, nuty zielone, mandarynka, bazylia, cytryna i kardamon;
nuty serca: tuberoza, korzeń irysa, jaśmin, róża turecka, ylang-ylang, konwalia i anyż;
nuty bazy:  drzewo sandałowe, żywica bursztynowa, piżmo, wanilia, heliotrop i cedr.

Trwałość - wiele godzin, przy dobrych wiatrach cały dzień!

sobota, 7 lutego 2015

Pachnące kosmetyki vol. 3 - Batiste Wild, Collistar Oleo Latte i Macademia Healing Oil

Dziś przedstawiam kolejne pachnące kosmetyki pielęgnacyjne
a w nich odnalezione przypadkiem lub też nie przypadkiem nuty perfum.


Lubicie Angela?

Podobno każda wielbicielka perfum zalicza się albo do fanek Aliena albo Angela. Tak mi powiedział kiedyś konsultant Thierry Muglera. Nie wziął pod uwagę trzeciej opcji, czyli politycznego rozkroku, w którym aktualnie ja się znajduję.
Mam jeszcze Aliena, z klasykiem się pożegnałam ale nadal bardzo lubię limitowaną wersję letnią.
Ostatnio coraz częściej myślę o Angelu, ale raczej nie będzie to bliższa znajomość z klasyczną eau de parfum. Może też zainteresuje mnie  jakaś lżejsza wersja albo wersja likierowa/skórzana?

Nie mniej, tak jak klasyk Angela jest dla mnie średni do noszenia, to znalazłam dwa kosmetyki, w których jest przewodnia nuta Angela znakomicie oddana.

Pierwszy kosmetyk to kultowy suchy szampon Batiste w wersji Wild w opakowaniu z motywem cetek. Czemu Wild? Któż to wie? Ale Wild pachnie nie tyle dziko co aniołkowato.




Kupiłam w ciemno, cętki mnie zaciekawiły a testy autentycznie zdziwiły, gdyż nie spodziewałam się, ze suchy szampon może pachnieć jak Angel Thierry Muglera.
Jak na suchą konsystencję zapach utrzymuje się dość długo ale włosy są bardziej matowe niż zwykle po użyciu tego typu produktu a ja pokornie wracam do innego, skromniejszego suchego szamponu o niepozornym zapachu świeżej bawełny.  
Zauważyłam też, że bardziej mi wypadały włosy po nim, czytałam opinie, że nie tylko mi, więc chyba coś w tym jest?
Generalnie suchy szampon to praktyczny wynalazek, głównie zimą, kiedy nie zawsze można sobie pozwolić na mycie włosów rano. Nie jest to jednak idealne rozwiązanie.



Drugi kosmetyk pachnący rownież jak Angel - to olejek do włosów Macadamia - Healing Oil Treatment. Olejku używam również na skórę. Pachnie obłędnie, natłuszcza, odżywia i przy tym mając dość gęstą konsystencję zachowuje lekką formułę. Niesamowitym atutem jest jego niebanalna wydajność. Wielbicielki Angela zamiast inwestować w bardzo drogą linię uzupełniającą mogą sięgnąć po ten olejek. Zgrzytu nie będzie. Pachnie bardzo podobnie.




Innym ciekawym kosmetykiem jest olejek do ciała Collistar - Nourishing Anti-Age Oil Milk - odżywczy olejek mleczny o działaniu przeciwstarzeniowym. Pachnie cytrusowo mlecznie, prawie jak mango lassi ale z mandarynkami i grapefruitami zamiast mango. Znowu lekka formuła, moim zdaniem idealna na cieplejsze dni. Olejek magicznie szybciutko się wchłania i nie zostawia tłustego filmu na skórze. Wygodnie się dozuje pompką.


I zachodzę w głowę - jakimi pachnie perfumami? Na pewno znam ten zapach, wąchałam go kiedyś, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć, co pachniało cytrusowo-mlecznie.