Szukaj na tym blogu

środa, 28 listopada 2012

Hypnose edp - Hypnotizing Elixir

Hypnose - zapach kontrowersyjny, na forach perfumowych nielubiany.
Banalny, duszący, mdły?
Może i tak :) 
Ja przekornie mam do niego słabość.

Rodzina Hypnose świadczy o względnym sukcesie marketingowym, mamy do wyboru:
Hypnose eau de parfum
Hypnose eau de toilette
Hypnose Senses eau de parfum
Hypnose Hypnotizing Elixir ( edycja limitowana)
Hypnose Eau Legere  ( edycja limitowana)

Mam wersję klasyczną edp oraz miałam Elixir.
Wpierw o Elixirze, nie dajcie się zwieść pozorom. Piękna ciemno granatowa butelka zapowiada mocniejszą, bardziej esencjonalną zawartość, tak też myślałam, ale marketingowcy znowu zrobili psikusa. Elixir w nazwie pozwala mieć większe oczekiwania, ale zapach jest:
delikatniejszy, mniej słodki, mniej trwalszy od edp. Tylko ten flakonik... cudny.




Wersja klasyczna edp - skromne 30 ml starcza mi na rok, zatem wydajność jest przyzwoita.
Choć nie lubię sztywnych podziałów na zapachy na pory roku, to uznaję Hypnose za zapach jesienno zimowy, użycie go latem zalecam jedynie wielbicielom mocnych doznań zapachowych. Moje edp latem przyprawiło mnie o ból głowy i nudności.
Kompozycja, no cóż, słodka, puchata, waniliowo-bananowa kaszka/budyń/breja co komu na myśl przyjdzie. Ale w jakiś sposób lubię tę słodkość, cukierkowatość i infantylność Hypnose.





Choć nie noszę go często, to spotyka się z komplementami.
I nie jest to zapach typu: "poczekaj, znam ten zapach, to pachnie jak ..."
Trwałość - doskonała, kilka godzin przy dobrej intensywności.
Mimo wszystko  Hypnose mnie nie zahipnotyzowało, gdyż nie jest zapach nie jest wybitny ale go doceniam.


Rok powstania: 2005
Nos: Annick Menardo i Thierry Wasser
Nuty zapachowe:
nuta głowy: passiflora
nuta serca: jaśmin, gardenia
nuta bazy: wetiwer, wanilia


czwartek, 22 listopada 2012

Jil Sander, Jil ( 1997)

Dziś podróż sentymentalna...
Pamiętacie?


Miałam kiedyś i ja taki flakon, piękną, dużą seteczkę, koleżance nie pasowała, ja z chęcią odkupiłam. 
JIL była wtedy jednym z dwóch czy trzech flakonów które miałam na półce, więc tym większy mam do niej sentyment.
Zapach prosty w odbiorze, bez żadnego efektu "wow, ale ilość składników i nut jednak imponująca. 
Dla mnie to przede wszystkim zapach pudrowo-słodko-drzewny - w równych proporcjach, ciekawie wyważony i żadna z nut nie wybija się na pierwszy plan.
To  taki niezobowiązujący zapach, nie dla kogoś, kto chce krzyczeć zapachem i być komplementowanym.
Bardziej widzę w nim wielbicielkę minimalizmu, która woli jakość niż ilość, mniej a lepiej.




Podróż w czasie, lat dziesięć, nie, chyba więcej niż dziesięć wstecz, widzę ten prosty flakon w matowym szkle...czuję JIL, chcę poczuć ją jeszcze raz.
Moje dawne wrażenia, to pudrowa lekka, słodka puchata kompozycja, teraz odbieram perfumy inaczej, wyraźniejsze są nuty ziołowo/drzewne.

Dziś została mi tylko oprócz wspomnień skromna miniaturka, pewnie już lekko nagryziona zębem czasu i sam zapach na pewno nie jest taki sam jak kiedyś. Lekka słodycz czekolady i owoców już nie jest do wyczucia. 


Wielka moja radość, i krótka zarazem,  miała miejsce kilka lat temu, jak dowiedziałam się, że Jil Sander wskrzesza JIL.
Nie jest to ten sam zapach, nie jest nawet podobny :(
Może kiedyś o nim napiszę.


Rok powstania: 1997 ( ale staroć)

Nos: Gilles Romey
Nuty zapachowe:
nuta głowy: lawenda, fiołek, malina, mięta, bergamotka
nuta serca: drzewo sandałowe, balsam fir, ciemna czekolada, wetiwer, cedr, kakao
nuta bazy: bób tonka, ambra, wanilia, tabaka


sobota, 17 listopada 2012

Pachnący dom - spraye do pomieszczeń

Pachniemy my, a w mieszkaniu rzecz jasna też powinno pachnieć.

Czy próbowaliście kiedyś zrobić użytek z nietrafionego prezentu perfumowego i użyć go jako odświeżacza do mieszkania? Ja raz popełniłam ten błąd, nigdy więcej.

Obecnie mam dwie opcje na pachnące mieszkanie, oprócz typowych drogeryjnych odświeżaczy, psikaczy czy dyfuzorów. Opcja nr 1 - woski Yankee Candle ( o których napiszę innym razem), opcja nr 2 - spraye do pomieszczeń.

Najpiękniejsze moje wspomnienie lawenda w sprayu Coty The Healing Garden, cudownie mi się przy tym zasypiało.
Obecnie mam trzech faworytów:
Oriflame Home Collection: Breakfast in Paris - piękny, słodki, śmietankowy, czekoladowo-waniliowy. Producent obiecuje nuty świeżego anyżku, słodkiego karmelu i ciepłego kakao.
Idealny do pościeli, trwałość taka sobie niestety. Wolę go na wieczór.
Dla mnie zapach śniadania w Paryżu jest podobny do Neonatury Cocon, oczywiście delikatniejszy, ale i tak bym nie odważyła się go nosić na sobie. Ale dom nim pachnie.

Inny zapach z tej samej serii Home Collection, mniej już mój, ale nadal ciekawy to Teatime in India. Zielony, ale lekko orientalny. Wg producenta ma oddać zapach na indyjskiej plantacji herbaty, nuty zapachowe:  drzewo sandałowe, jaśmin i słodkie migdały. Podoba mi się, jest świeższy, lubię go użyć wcześniejszą porą.

Mój faworyt nr 3 to spray angielskiej firmy Pecksniff's  - Sandalwood  & Vanilla. Piękny, mocny, trwały, nie to co Oriflame. Drzewny, orientalny, lekko kadzidlany, nuta wanilii lekko gdzieś brzmi ale jest stłumiona przez moc drzewa sandałowego. Nie na co dzień, ale cudownie pachnie.




Szukam nadal lawendy idealnej i idealnego kadzidła.
Marzę o room sprayach Diptyque - ale czy są warte swojej ceny?


niedziela, 4 listopada 2012

Kingdom, Alexander McQueen

Kingdom to bez dwóch zdań najbardziej kontrowersyjny zapach  w mojej kolekcji.

Zaczęło się niewinnie, od próbki i testu nadgarstkowego na miłym spotkaniu  ( podziękowania dla G.) i później kolejne testy, które mnie na tyle uwiodły, że jestem posiadaczką własnego dużego serducha na 100 ml.

Kingdom ma moc. Opisywanie tego zapachu to jak streszczanie najwykwintniejszego dania bez możliwości zaciągnięcia się nosem czy zatopienia w nim zębów. Ale warto podjąć tę próbę, choć pewnie w pojedynku z takim mocarzem, słowa i jakakolwiek próba recenzji polegnie. 


Pierwsze perfumy Alexandra McQueena, stworzone nie tylko na potrzeby hitu marketingowego ale przede wszystkim aby oddać jego wizję kobiety. Zmysłowej, prowokacyjnej i lekko pogmatwanej. 
Niestety Kingdom chyba nie spełnił oczekiwań rynku i został wycofany.
Dlaczego?
Opakowanie w kształcie serca zapowiada miły i zmysłow zapach.
Serce jest duże, ciężkie, ale krwistoczerwono-srebrny flakon kryje zapach-zagadkę.
Kampania reklamowa zapowiada coś kontrowersyjnego:






Dla mnie to nie jest zapach tylko dla pań, na mężczyźnie pachnie równie ciekawie i w tym przypadku nie ma sensu próbować go zaszufladkować. Powiedzmy tak: dla każdego, kto się odważy.

Na miejscu nr jeden jest kumin, i długo długo nic, począwszy od ostrego otwarcia, które daje po nosie aż do brzmienia kilka godzin później, na delikatnej bazie róży i jaśminu.
I to sprawia, że zapach ten nie jest łatwy w odbiorze, mi czasami kojarzy się z męskim potem, a kto chciałby tak pachnieć?
Subiektywnie, Kingdom pachnie seksem, wyuzdaniem, potem, pewną nieświeżością, nie powiem, że brudem, a jednak mimo tego, albo właśnie dlatego pachnie pięknie. 
Zdecydowanie na wyjątkowe okazje, dla mnie typowo erotyczny zapach.
Trwałość - 5-6 godzin, raczej blisko skóry.
Ale ten nieszczęsny kumin sprawia, że jest to zapach trudny w odbiorze i nie każdemu pasuje.

Rok powstania: 2003

Nos: Jacques Cavallier
Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamotka, mandarynka, pomrańcza, neroli
nuta serca: róża, indyjski jaśmin, kminek, imbir
nuta bazy: wanilia, mirra


Dostępność: coraz trudniej o Kingdom, ale od czego jest allegro.
Chce się go więcej i więcej. 
Wersja edt jest równie ciekawa, delikatniejsza mniej "dirty" ale nadal jest to Kingdom, idealna dla tych, dla których edp jest zbyt dosłowne

Zdecydowanie polecam!